MŚ, gr. A: Hiszpania wciąż niepokonana

Czwarte zwycięstwo w tegorocznym czempionacie zanotowali gospodarze turnieju. Chęci to za mało. Trójkolorowym zabrakło koszykarskich argumentów.

Iran doczekał się zwycięstwa

W pierwszym z trzech środowych pojedynków grupy A obyło się bez niespodzianki. Tak jak można było przewidzieć, Iran pokonał reprezentację Egiptu i turniej w Hiszpanii zakończy najprawdopodobniej dokładnie z takim samym bilansem, jak cztery lata temu w Turcji. Trudno spodziewać się, by Azjaci byli w stanie pokonać reprezentację Francji. Dotychczasowy bilans podopiecznych Mehmeda Becirovica to jedno zwycięstwo i trzy klęski.

W starcie dwóch najsłabszych drużyn grupy A o wiele lepiej wkomponowali się Irańczycy. Zwycięstwo w pierwszej partii różnicą aż dwunastu punktów ustawiło dalszy przebieg wydarzeń na boisku. Egipcjanie, choć walczyli z zaangażowaniem, nie byli w stanie doścignąć rozpędzonych rywali.

Klasą dla samego siebie był Mohammadsamada Nikkhah Bahrami, autor dwudziestu czterech oczek, sześciu asyst, trzech zbiórek i trzech przechwytów. 23 punkty i aż 15 zebranych piłek zapisał na swoim koncie Hamed Haddadi. Po stronie przegranych 15 punktów zgromadził 21-letni Youssef Shousha.

Egipt - Iran 73:88 (15:27, 26:21, 15:16, 17:24)

Egipt: Shousha 15 Elsabagh 13, Elgammal 10, Genedy 9, Ibrahim 8, Abouelanin 7, Elmekawi 5, Badr 2, Kamal 2 Gendy 2, Rabie 0, Samir 0.

Iran: Nikkhah Bahrami 24, Haddadi 23, Sahakian 14, Afagh 12, Zangeneh 7, Kamrani 4, Jamshidi 2, Kazemi 2, Yakhchali 0.

Brazylia utarła nosa Serbii!

Niesamowite widowisko, którego przebiegu nie przewidziałby sam Nostradamus! Spotkanie Brazylii z Serbią rozpoczęło się co prawda spokojnie, od dominacji tych pierwszych, ale jak się później okazało - to, co najlepsze czekało na nas po przerwie.

Po zmianie stron, zupełnie niespodziewanie, obie drużyny zamieniły się rolami. To Serbowie wcielili się w bezwzględnych gladiatorów, którzy dziurawi kosz rywali niczym szwajcarski ser. Wynik 32:12 w trzeciej partii mówi sam za siebie! To był nokaut..., z którego mało kto potrafiłby się podnieść.

Wydawało się, że rozpędzeni przyjezdni z Bałkanów kontynuują rozpoczęte dzieło i w decydującej kwarcie tylko potwierdzą wcześniej zaznaczoną dominację. Nic bardziej mylnego. Brazylijczycy wyrzucili z głowy złe wspomnienia sprzed kilkunastu minut i przystąpili do ofensywy.

Znak do ataku dał swojej drużynie niesamowity Marquinhos Vieira. 30-latek zdobył aż 8 punktów z rzędu (!), a Canarinhos podnieśli się z kolan i zaczęli przejmować kontrolę. Z wyniku 67:60 dla Serbii, błyskawicznie zrobiło się 68:67 dla drużyny przeciwnej. Oszołomieni tym faktem podopieczni Sashy Djordjevica nie byli w stanie powrócić na właściwe tory, a na domiar złego - w kluczowym momencie 3 na 4 oddawane rzuty wolne spudłował Miroslaw Raduljica.

Brazylia pokonała ostatecznie rywali 81:73, notując już trzeci triumf w imprezie. Patrząc na tabelę, jest to równoznaczne z zajęciem przez nich drugiej lokaty. Mało prawdopodobne, by drużyna Rubena Magnano w ostatniej serii gier grupowych nie sprostała czerwonej latarni z Egiptu.

Brazylijczyków do najważniejszego, jak do tej pory, sukcesu poprowadził wspominany wyżej Vieira, autor dwudziestu jeden oczek. 16 punktów dorzucił Leandro Barbosa, a 7 zbiórek i 6 asyst miał wszechstronny podkoszowy San Antonio Spurs, Tiago Splitter. Jeśli chodzi o szeregi Serbów, to 14 oczek skompletował Milos Teodosic, a 11 Raduljica.

Serbia - Brazylia 73:81 (16:23, 16:25, 32:12, 9:21)

Serbia: Teodosic 14, Raduljica 11, Markovic 10, Bogdanovic 8, Bjelica 8, Birecevic 8, Krstic 7, Simonovic 3, Jovic 2, Stimac 2, Kalinic 0.

Brazylia: Vieira 21, Barbosa 16, Splitter 10, Giovannoni 7, Hilario 7, Garcia 6, Huertas 6, Varejao 4, Taylor 2, Neto 2, Machado 0, Hettsheimeir 0.

Hiszpania wciąż niepokonana

Gospodarze turnieju nie ściągają nogi z gazu. Kolejnymi ofiarami matadorów z Hiszpanii okazali się Francuzi, którzy ponieśli już drugą porażkę w turnieju i obecnie plasują się na trzeciej lokacie w mocno obsadzonej grupie A.

Dominacja miejscowych nie podlegała dyskusji od pierwszej minuty środowego spotkania. Podopieczni Juana Orengi, pomimo starań drużyny przeciwnej, systematycznie powiększali dzielący dystans. Trójkolorowi zostawili na parkiecie wiele zdrowia, ale w przekroju całego pojedynku rzucali na zaledwie 39-procentowej skuteczność z gry. To zdecydowanie za mało, by myśleć o pobiciu drugiej, jedynej niepokonanej drużyny w trwających rozgrywkach.

Za sukces Hiszpanów w dużej mierze odpowiedzialny jest braterski duet podkoszowy. 17 punktów, 6 zbiórek i 3 przechwyty miał Marc Gasol, a 15 oczek dodał Pau. Z beznadziejnej strony po raz kolejny zaprezentował się natomiast Jose Calderon. Playmaker umieścił w koszu tylko 1 na 8 oddanych prób z gry. Dobre wejście z ławki zaliczył z kolei gracz OKC Thunder, Serge Ibaka (10 punktów, 8 zbiórek w 22 minuty).

W szeregach obecnych mistrzów Europy wyróżniającą się postacią był Antoine Diot, autor jedenastu oczek. Tyle samo punktów uzbierał również Nicolas Batum. Jeśli Trójkolorowi chcą utrzymać trzecią pozycję w grupie A, w ostatnim przetasowaniu przed fazą pucharową muszą pokonać przedstawicieli Iranu.

Hiszpania - Francja 88:64 (22:19, 22:15, 21:16, 23:14)

Hiszpania: Marc Gasol 17, Pau Gasol 15, Navarro 14, Llull 10, Ibaka 10, Fernandez 8, Rubio 4, Abrines 2, Calderon 2, Reyes 2, Claver 2, Rodriguez 2.

Francja: Batum 11, Diot 11, Fournier 9, Lauvergne 8, Heurtel 6, Jackson 5, Gobert 4, Gelabale 4, Diaw 3, Pietrus 3, Kahudi 0, Tillie 0.

Komentarze (1)
avatar
TOKI1234
4.09.2014
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Mam nadzieję, że drabinka turniejowa jest tak ułożona by w finale spotkały się Hiszpania z USA. Nie wyobrażam sobie innego finału.
Tylko Hiszpania może zagrozić drużynie USA, która na razie gra
Czytaj całość