Karol Wasiek: Po dwunastu latach wracasz do polskiej ligi. Dlaczego wybór padł akurat na AZS Koszalin?
Szymon Szewczyk: Wybór padł na Koszalina z racji tego, że w moim przekonaniu, była to najlepsza oferta, którą miałem na ten moment. Muszę powiedzieć, że była to najatrakcyjniejsza propozycja. I nie mówię tutaj o względach finansowych, bo one zeszły na drugi plan. Interesowały mnie względy sportowe - drużyna jest budowana z przysłowiową werwą, są naprawdę fajne nazwiska. Mam nadzieję, że szybko do zdrowia wróci Krzysztof Szubarga i dołączy do naszego składu.
Jak zareagowałeś na propozycję z Koszalina? Było zaskoczenie?
- Nie było zaskoczenia, bo już w poprzednim sezonie rozmawiałem z koszalińskim klubem. W poprzednim tygodniu po raz pierwszy zadzwonił do mnie Piotr Kwiatkowski, dyrektor klubu i zaczęliśmy rozmawiać. Nie ma co ukrywać - oferta była konkretna, dogadaliśmy się, ustaliliśmy warunki kontraktu. Wszystko działo się naprawdę szybko.
[ad=rectangle]
Mówiłeś, że finanse zeszły na drugi plan - to oznacza, że pieniądze nie są już tak ważne dla Szymona Szewczyka?
- Wiadomo, że finanse są ważne, ale przede wszystkim liczy się miłość do tego zawodu. W tym momencie podjąłem taką decyzję i nie chcę się na ten temat rozwodzić. Jestem w Koszalinie po to, żeby trenować i grać i zobaczymy, co będzie później. A może kiedyś znów wrócę na parkiety europejskie? Aczkolwiek nie ma co się oszukiwać, że mam już 32 lata... Chociaż ostatnio mój tata mówił mi, że są to najlepsze lata do uprawiania tego sportu. Wierzę, że podobnie będzie w moim przypadku.
32 lata to przecież nie jest wcale tak dużo...
- To prawda, ale trzeba spojrzeć na kontuzję, jaką odniosłem. Uwierz mi, że po takim urazie jest naprawdę ciężko wrócić do uprawiania sportu. Aczkolwiek dobrze, że ta kontuzja przytrafiła mi się w wieku 30 lat - bo w wieku 32 lat nie wydaje mi się, żebym mógł wrócić na parkiety koszykarskie. W tym momencie czuję się jednak bardzo dobrze.
Przebierałeś w ofertach?
- Ogólnie tych ofert było bardzo dużo. Z różnych względów pewne oferty były od razu odrzucane - finansowych, personalnych, czy geograficznych. Pojawiały się nawet oferty z egzotycznych krajów.
Z Polski też były oferty?
- Jakiś czas temu był telefon z Torunia, ze Szczecina oraz Sopotu. Aczkolwiek to były bardziej luźne rozmowy. Najkonkretniejszy okazał się AZS Koszalin. Liczę na to, że czas spędzony w Koszalinie będzie bardzo udany.
A te propozycje z egzotycznych krajów nie kusiły - tam zwykle duże pieniądze wchodzą w grę?
- Trzeba sobie powiedzieć, że te oferty z krajów egzotycznych były o wiele wyższe niż z rynku europejskiego, ale nie były na tyle lukratywne, żeby mocno się nad nimi zastanawiać.
Co Szymon Szewczyk może dać AZS Koszalin?
- Dyscyplinę, profesjonalizm i charyzmę. Wniosę także zapał do walki. Aczkolwiek warto zaznaczyć, że w drużynie są już doświadczeni Polacy - Artur Mielczarek, Piotr Stelmach, Piotr Dąbrowski, Łukasz Pacocha i Krzysztof Szubarga. Trzeba powiedzieć, że oni tutaj byli pierwsi i ja nie będę wchodził w ich buty od razu. To ja dołączam do stada. Chcę, żeby stado mnie zaakceptowało. Nie chcę nikomu naskakiwać i swoich mądrości wykładać. Bo od tego jest kapitan. Najłatwiej jest się wpasować w drużynę dobrą postawą na meczach i treningach.
AZS trzecią siłą ligi - po Stelmecie i PGE Turowie? Jak się na to zapatrujesz?
- Nie chcę niczego deklarować. Przed zespołem są postawione pewne cele i będziemy musieli o nie walczyć. Nie ma co jednak ukrywać, że nazwiska, które są w składzie zobowiązują. Aczkolwiek warto zauważyć, że w każdym sezonie są pewne perturbacje - mówię tutaj chociażby o kontuzjach. Takie rzeczy są niestety nieuniknione.