Bogiem nie jestem, a cuda się nie zdarzają - rozmowa z Dariusem Maskoliunasem, trenerem Trefla Sopot

- Nie jest kolorowo. Panem Bogiem to ja nie jestem. Nim jest Tomasz Kot, która gra w tym filmie, który jest puszczany w kinach - przyznaje w szczerzej rozmowie Darius Maskoliunas, trener Trefla Sopot.

Karol Wasiek: Ten początek sezonu nie jest chyba za bardzo udany dla Trefla Sopot...

Darius Maskoliunas: Trudno nie zgodzić się z tą opinią. Mamy bilans 1:2. Przegraliśmy dwoma punktami ze Śląskiem Wrocław. Tamto spotkanie nie było "piękne" w naszym wykonaniu, z kolei z AZS Koszalin dostaliśmy prawdziwe lanie... To nie jest udany początek dla nas. Nie tak to sobie wyobrażałem.

Mówił pan ostatnio, że w Koszalinie brakowało wam jednego, czy dwóch zawodników, aby powalczyć z AZS, ale czy spodziewał się pan aż takiego lania?

- Nie chcę się tłumaczyć tym, że nie mieliśmy jednego, czy dwóch zawodników. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że AZS na tę chwilę jest dużo lepiej skompletowany od nas. Nam wypada jeden "duży" zawodnik i wówczas wyraźnie widać, jak ważny jest on w naszej rotacji. My zostaliśmy z Leończykiem, Painterem, a na ławce mamy 18-letniego Kulkę. Ludzie, którzy chociaż trochę rozumieją koszykówkę, to doskonale wiedzą o czym ja mówię. Czasami się odwracam na ławkę i ja nie za bardzo mam kogo wpuścić na parkiet, ale sytuacja jest jaka jest. Nie mamy człowieka z "ławki", który by wszedł i pociągnął ten zespół. Dał ten impuls. Czasami Willie Kemp daje takie pozytywne sygnały.

[ad=rectangle]

Pod koszem największe braki?

- Mamy duże braki pod koszem. Mamy doświadczonego Leończyka, który nie jest obecnie w najlepszej formie i nie spełnia takiej roli, jaka w tym sezonie na niego spadła. Jest Marcin Stefański, który zrobił się bardzo ważnym zawodnikiem w naszym zespole. On zawsze był ważnym graczem, ale w tym sezonie jego rola jeszcze wzrosła...

Miał pan wpływ na budowę tego zespołu?

- Powiem tak: wszystko oparte jest na pieniądzach. Jeżeli my mamy takie pieniądze na zawodników, jakie mamy, to proszę mi wierzyć, że cuda się zdarzają, ale niezwykle rzadko. Nie jest kolorowo. Panem Bogiem to ja nie jestem. Nim jest Tomasz Kot, która gra w tym filmie, który jest puszczany w kinach (śmiech).

Rozumiem sytuację ekonomiczną klubu. Jestem przekonany, że każdy chce w klubie jak najlepiej. Cieszę się, że działacze nie chcą budować zespołu opartego na wirtualnych pieniądzach, bo to kompletnie nie ma sensu. Później te długi odbijają się czkawką. Te czasy zresztą już były. Staram się zrozumieć działaczy.

Ten cud zdarzył się w poprzednim sezonie?

- To nie do końca tak jest. Mieliśmy większe środki na zawodników, co przełożyło się na to, że mogliśmy zakontraktować lepszych jakościowo graczy. Zwróć uwagę na fakt, że ta perspektywiczna młodzież, którą mamy teraz do dyspozycji, w poprzednim sezonie nie pełniła tak dużej roli. Nie liczyłem tego dokładnie, ale wydaje mi się, że jesteśmy najmłodszym zespołem w lidze.

Darius Maskoliunas: Cuda rzadko się zdarzają...
Darius Maskoliunas: Cuda rzadko się zdarzają...

Czy ta młodzież jest perspektywiczna? Jak pan ocenia tych graczy, których ma do dyspozycji - Kulkę, Dzierżaka i Włodarczyka? Czy oni mają na tyle dużo potencjału, żeby już teraz grać na poziomie ekstraklasy?

- To trzeba znów wrócić do początku naszej rozmowy - mamy takie możliwości finansowe, a inne. Czy oni mogą grać już w ekstraklasie po 15-20 minut? Ja uważam, że nie. Nie są jeszcze na to gotowi. Są gotowi na epizody w każdym meczu. Dla nich najważniejsze są treningi z drużyną ekstraklasy. Jestem przekonany, że oni w tym sezonie zrobią krok do przodu. Muszę powiedzieć, że ta wspomniana trójka bardzo się stara podczas zajęć. Aczkolwiek bądźmy realistami - oni nie są w stanie dać równej zmiany w trakcie spotkania. Nie trzeba być tutaj wielkim fachowcem.

Czy trener podpisując kontrakt na drugi sezon zdawał sobie sprawę z tego, że będzie taka sytuacja w klubie? Był pan o tym poinformowany?

- Przecież, wy, dziennikarze o tym doskonale wiecie - były prowadzone rozmowy z różnymi sponsorami. Pamiętacie komunikaty po zakończeniu sezonu. Trochę nie tak to wszystko wyglądało...

[b]

Miały być europejskie puchary.[/b]

- Miały być puchary, nieco większe pieniądze na zawodników. Ja mocno stąpam po ziemi, wiem, że nie jesteśmy w stanie podpisywać graczy za wielkie pieniądze, ale ja nie mówię o dużych zmianach - czyli przeskoku z dwóch milionów na dziesięć. Mówię "trochę". Jest taka sytuacja, a nie inna. Nie ukrywam, że liczyłem, że będzie ta lepsza sytuacja, ale nie wypaliło. Nie czuję się, żeby wszystko było po mojej myśli. Jednakże muszę się zgodzić z tym, co mam i starać się robić to, co mogę.

Z perspektywy czasu żałuję pan, że został pan w Sopocie? Jest rozgoryczenie taką sytuacją?

- Nie ma sensu tego rozważać, bo i tak nic to nie da. Ból głowy i tak mam wystarczająco duży. Jest jak jest i trzeba pracować. Wierzę, że po nowym roku zajdą zmiany na lepsze w naszym klubie. Wiem, że władze klubu szukają, starają się, rozmawiają z potencjalnymi sponsorami. Jeśli się uda, to może pozyskamy kilku kolejnych zawodników.

Czy w tej chwili wzmocnienia są możliwe?

- Nie mamy pieniędzy. Wydaje mi się, że nie będzie żadnych zmian.

Miał pan inne oferty po zakończeniu sezonu?

- Miałem dwie oferty pracy na stole. Jedna odpadła od razu, bo nie dogadaliśmy się, co do mojego pobytu na kadrze. Z drugiej oferty sam zrezygnowałem.

Play-offy są realne?

- Będzie bardzo ciężko. Jestem jednak dobrej myśli. Wierzę, że ten zespół się zgra i zacznie prezentować się lepiej. Jest dużo meczów, więc wszystko przed nami. Nie możemy przegrywać w takim stylu, jak w Koszalinie. Na początku czwartej kwarty wszyscy mieli już zwieszone głowy. Tak na pewno nie może być. Ten charakter musi się zbudować u niektórych zawodników. On jest w trakcie budowy.

Źródło artykułu: