Przez nieco ponad dwie kwarty wszystko układało się po myśli przyjezdnych. Podopieczni Dejana Mijatovicia grali solidnie w ataku, a w drugiej kwarcie wykorzystali chwilowe przestoje koszalinian. Mało tego, po przerwie poszli nawet za ciosem, wskutek czego przewaga wzrosła do 12 punktów.
Energa Czarni byli zatem na sporym prowadzeniu i wydawało się, że wszystko mają pod kontrolą. Zwłaszcza że zespół Igora Milicia nie zachwycał - wciąż miał spore problemy z grą w ataku i nie potrafił zatrzymać uciekającego rywala. Akademicy odwrócili jednak losy spotkania dosłownie chwilę później - udało im się przełamać impas, a następnie ruszyli w pogoń, która bardzo szybko zakończyła się powodzeniem.
[ad=rectangle]
Słupszczanie próbowali się jeszcze bronić, przez kilka minut dotrzymywali nawet kroku gospodarzom. Koszalinianie złapali jednak wiatr w żagle, wciąż byli lepszym zespołem, dlatego ostatecznie pewnie sięgnęli po wygraną w prestiżowych derbach. Kluczem okazała się przede wszystkim wysoka skuteczność w rzutach z dystansu.
Co ciekawe, liderem AZS-u nie był tym razem Qyntel Woods. Amerykanin wypadł nieźle, był aktywny, miał całkiem spory wkład w zwycięstwo, lecz skuteczniejsi od niego byli Goran Vrbanc czy Szymon Szewczyk. Obaj byli dobrze dysponowani w ofensywie i z niezłym skutkiem walczyli w strefie podkoszowej.
W ekipie Energi Czarnych, którzy z pewnością są rozczarowani tym, iż zmarnowali świetną okazję do triumfu, najlepiej wypadł Jarosław Mokros, lecz trzech innych zawodników zdobyło jeszcze przynajmniej 10 punktów. To jednak nie wystarczyło, bo w drugiej części spotkania goście powiększyli swój dorobek o zaledwie 25 "oczek".
AZS Koszalin - Energa Czarni Słupsk 76:68 (22:21, 11:22, 22:11, 21:14)
AZS: Vrbanc 17, Szewczyk 15, Swanson 11, Woods 8, Mielczarek 8, Austin 7, Stelmach 6, Sherman 4, Dąbrowski 0, Pacocha 0.
Energa Czarni: Mokros 15, Trajkovski 10, Shiloh 10, Gruszecki 10, Franklin 9, Eziukwu 9, Seweryn 3, Śnieg 2, Nowakowski 0.
już niedługo tego screna będziesz przytaczał...)))