Znakomita druga połowa Wisły! - relacja z meczu Wisła Can Pack Kraków - Dynamo Kursk

Do przerwy poziom starcia nie zachwycał, ale zmiana stron i sposobu gry przez gospodynie sprawiły, że kibice przy Reymonta oglądali piękny scenariusz. Biała Gwiazda pewnie wygrała w Eurolidze!

Adam Popek
Adam Popek
Rozpoczęto od odważnej wymiany ciosów, co mogło się podobać. Efektownych i szybkich akcji nie brakowało. Jednak wraz z biegiem czasu częściej piłkę w koszu umieszczały przeciwniczki. Kapitalnie zaprezentowała się Evgenia Belyakova. Trzy razy uciekła kryjącej ją Farhiyi Abdi gromadząc na swoim koncie 9 punktów. Pod tablicami zaś przewagę wypracowywała sobie Nneka Ogwumike. Doskonale znana fanom TBLK zawodniczka atletycznie górowała nad koszykarkami Wisły, stąd po 5 minutach wynik brzmiał 8:17.
Mistrzynie Polski pozostawały na trafieniach Allie Quigley oraz Jantel Lavender, niemniej obie były skrupulatnie pilnowane, zatem trudno przychodziło im szukanie dogodnej pozycji. Straty nadrobić próbowała Courtney Vandersloot, która znalazła dla siebie miejsce w wyjściowej piątce, lecz generalnie myliła się. Ewidentnie twarda defensywa Dynama przysparzała problemów. Chwilami brakowało im pomysłu jak zaradzić takiej rzeczywistości. Rzuty z dystansu nadal bowiem nie stanowiły poważnej alternatywy, gdyż skuteczność w tym elemencie wypadała mizernie. Jedynie udane dobitki Lavender poprawiły nieco bilans.

W drugiej partii gra zrobiła się bardziej fizyczna, ale bezpieczną zaliczkę posiadały Rosjanki. Fantastyczną penetracją popisała się Isil Alben, łatwo mijając obrończynie Białej Gwiazdy. Przyjezdne często wykorzystywały również rosłą Irinę Osipovą, która tworzyła dobry duet ze wspominaną Ogwumike.

Jeśli chodzi o faworytki publiczności to swój dorobek powiększały tylko z bliższych odległości. Prosto odczytywano ich zamiary. Dopiero Vandersloot przerwała złą passę i od razu obraz spotkania przybrał inny wymiar. Tyle, że odpowiedź nadeszła błyskawicznie, wobec czego krajowy czempion przegrywał 32:39.

W trzeciej kwarcie nastąpił ponowny zryw. Za główną aktorkę wcieliła się Quigley. Węgierska obwodowa poderwała do walki cały team. Ponadto coraz lepiej układała się współpraca pomiędzy nią i wymienianą Vandersloot. Momentami poczynały sobie niczym na parkietach WNBA. W ten sposób odciążyły środkowe, czyli wcześniejszy motor napędowy drużyny.

Równocześnie zacieśniona została defensywa. Krakowianki wywierały dużą presję, więcej biegały, dlatego efektywność gry oponenta znacznie spadła.

Mało tego, upragnioną szalę zwycięstwa przechyliła Justyna Żurowska. Dzięki temu ekipa spod Wawelu w decydującą batalię weszła wygrywając 52:50. Dodatkowo dziewczyny podbudowały się mentalnie. Każdy scenariusz znów był możliwy!

Małopolski klub uruchamiając piąty bieg już nie zwolnił. W czwartej "ćwiartce" próbkę umiejętności dała Abdi, choć analizując występ dałoby się dopatrzeć u niej kilku mankamentów, nad którymi musi popracować. Zwłaszcza w obronie. Nie zawodziła także Vandersloot. Rozgrywająca zza Oceanu pewnie potrzebuje jeszcze jednego, dwóch pojedynków na najwyższym poziomie, by bez zarzutu dyrygować zespołem, aczkolwiek ostatnie dwadzieścia minut w jej wykonaniu budzi spory optymizm.

Dynamo natomiast nagle stanęło. Wyglądało niczym bezbronne dziecko w ciemny, listopadowy wieczór nie wiedzące dokąd pójść. Koszykarki opuszczały, więc halę przy Reymonta niepocieszone.

Wisła Can Pack Kraków - Dynamo Kursk 77:62 (14:20, 18:19, 20:11, 25:12)

Wisła Can Pack: Vandersloot 18, Abdi 18 Lavender 16, Quigley 16, Żurowska 6, Petronyte 2, Ouvina 1.

Dynamo: Ogwumike 24, Prince 16, Belyakova 13, Osipova 2, Milovanovic 2, Alben 2, Jekabsone 1.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×