Karol Wasiek: Po sześciu porażkach z rzędu na początku sezonu - przyszły trzy zwycięstwa. Spodziewał się pan takiego obrotu spraw?
Zbigniew Pyszniak: Szczerze? Wytrzymałem ciśnienie. Po pierwszych meczach miałem taką diagnozę, że zespół grał zbyt indywidualnie. Widać, że kilku zawodników chciało zostać bohaterami i grali pod siebie, a to nie mogło dać nam dobrych efektów. Craig Williams na początku nie poddawał się rygorowi treningowemu i mieliśmy z nim problem. Nie było dobrej atmosfery.
Wiem, że ludzie nas wyśmiewali, ale ja nie czytam internetu. Nie zaprzątam sobie tym głowy. Mamy sezon oszczędnościowy i dlatego poniekąd wziąłem ten zespół pod swoją opiekę.
Defensywa była waszym największym problemem?
- Mieliśmy wielkie problemy w obronie. Miesiąc "tłukłem" zawodnikom do głów, że atak mamy dobry, bo rzucamy w każdym meczu po 90 punktów. Jednak rywale rzucali nam jeszcze więcej. Mówiłem graczom, że jak nie zaczniemy bronić, to nie będziemy cały czas przegrywać. Zresztą wszyscy doskonale znają podstawy defensywy. 70 procent to są chęci.
[ad=rectangle]
Jednak coś w zespole zapaliło...
- Cieszę się, że to zapaliło. Zawodnicy zrozumieli swoje role i to zaczęło nam wszystko fajnie funkcjonować. W ostatnim meczu bardzo dobrze spisał się Danylo Kozlov, z którym wcześniej przeprowadziłem kilka rozmów. Byliśmy nawet blisko rozwiązania z nim kontraktu.
Miał pan takie myśli, żeby po tych sześciu meczach zająć się tylko funkcją prezesa, a zespół oddać w ręce kogoś innego?
- Były takie myśli, ale tak jak mówiłem wcześniej - wytrzymałem ciśnienie i wszystko zaskoczyło. Zespół uwierzył w siebie. Wygraliśmy dwa mecze na wyjeździe i to nie z byle kim! Rzucamy dużo punktów, bo taka jest moja strategia. Stawiam na ofensywę.
W ostatnich latach kilku zawodników odbudowało swoje kariery w Jeziorze Tarnobrzeg. Tak chociażby było z Jakubem Dłoniakiem, czy Marcinem Nowakowskim. Taka ma być strategia klubu, żeby dać szansę graczom, którym w ostatnich latach nie wyszło, ale drzemie w nich potencjał?
- Mam pewną swoją filozofię na ten temat, którą powtarzam zawodnikom. My możemy dać podwyżkę w ramach rozsądku, ale u nas będziesz grał. W dodatku ja mam zasadę: płać mniej, ale płać na czas i nie obiecuj gruszek na wierzbie.
Jak pójdziesz gdzieś indziej, to takiego zapewnienia nie ma. Spójrzmy na przykład Marcina Nowakowskiego. Poszedł do Torunia i praktycznie nie gra. Osobiście wolałem grać, a nie siedzieć.
Zbigniew Pyszniak to bardziej prezes, czy jednak trener?
- Trudne pytanie. W głowie mam to i to, dlatego czasami człowiek nie wytrzymuje nerwowo. Muszę myśleć o treningu, a później o tym, czy będą pieniądze. W międzyczasie są prowadzone rozmowy ze sponsorami. Później znów trening i tak w kółko. Na dodatek prowadzę swój biznes. Na razie daję radę. Te zwycięskie mecze są dla mnie dużą satysfakcją.
Mówił pan, że ten sezon jest oszczędnościowy. Możemy spodziewać się, że w następnym roku sytuacja będzie lepsza?
- Najprawdopodobniej tak. Po rozmowach ze sponsorami, władzami miasta, wnioskuję, że nasza sytuacja może być lepsza.