Jak Energa Czarni zagrają po zmianach? "Mijatović zwracał uwagę na taktykę"

W tygodniu zaszły zmiany w zespole Energi Czarnych Słupsk. Nie ma już Dejana Mijatovicia, dotychczasowego pierwszego trenera oraz Williama Franklina.

- Wydaje mi się, że na ocenę poszczególnych osób trzeba będzie poczekać przynajmniej do końca roku. Jednak nasza sytuacja w ligowej tabeli nie jest taka, jak sobie to w klubie zakładaliśmy przed sezonem, więc chyba dobrze, że coś się zmieniło - zauważa Karol Gruszecki, który jest jednym z pewniejszych punktów w drużynie Energi Czarnych Słupsk.

Zmiany zaszły w klubie i to na kluczowych pozycjach. Zawieszono trenera Dejana Mijatovicia, rozwiązano kontrakt z Williamem Franklinem i zatrudniono ponownie Jerela Blassingame'a.

[ad=rectangle]

- Will był bardzo pozytywną postacią w naszym zespole. Statystycznie również prezentował się bardzo przyzwoicie i chyba wszyscy byli zaskoczeni kiedy chciał opuścić nasz zespół. Myślę, że Jerel wniesie nową jakość do naszego zespołu. Wiadomo, że jest bardzo dobrym zawodnikiem, ale myślę, że największą różnicę zrobi w szatni. Jest typowym liderem, zawodnikiem, który nie boi się krzyknąć kiedy trzeba i zmotywować kolegów do cięższej pracy - zaznacza polski zawodnik ze Słupska.

Po trzech porażkach z rzędu działacze klubu doszli do wniosku, że nie ma sensu kontynuować współpracy z serbskim szkoleniowcem - Dejanem Mijatoviciem. Dlaczego zespół pod jego wodzą nie spisywał się najlepiej?

- Trener Mijatović bardzo dużą uwagę poświęcał naszej pracy na treningach. Spędzaliśmy z nim bardzo dużo czasu na sali, żeby nauczyć się systemu gry, a każda akcja miała być rozegrana zgodnie z jego założeniami. Jak można było zauważyć w meczach, które przegraliśmy, w pierwszych połowach graliśmy naprawdę nieźle, z pomysłem, często budując kilkupunktową przewagę. Problemy zaczynały się po przerwie, kiedy my chcieliśmy kontynuować ten sam styl gry, a drużyny przeciwne po wyjściu z szatni robiły kilka zmian i kompletnie wybijało nas to z rytmu. Do tego nasza rotacja była zawężona. Już od pierwszego treningu mieliśmy problemy z kontuzjami, a później trener nie potrafił chyba do końca zaufać zawodnikom wracającym do gry. Czasami to zmęczenie wychodziło i mimo tego, że przegraliśmy sześć spotkań, to wszystkie były zacięte do ostatniej minuty. Gdybyśmy mądrzej zagrali chociażby w meczu z Treflem czy Anwilem to prace trenera ocenialibyśmy w zupełnie inny sposób - podkreśla Karol Gruszecki.

Źródło artykułu: