Beniaminek Tauron Basket Ligi świetnie rozpoczął niedzielne spotkanie. Uzyskał kilka punktów przewagi i wygrał pierwszą kwartę z Rosą Radom 29:23. W kolejnej odsłonie celowniki szczecińskich koszykarzy jednak zacięły się. - W pewnym momencie stanęliśmy. Nie broniliśmy tak, jak mieliśmy. Mało agresywności. Później Rosa to wykorzystywała i trafiała łatwe punkty. Nie mogliśmy właściwie żadnego porządnego ataku skleić. To spowodowało, że nam odskoczyli - analizował Paweł Kikowski, który w niedzielę rzucił 11 punktów.
[ad=rectangle]
Radomianie przez cały mecz wykazali się regularnością, która zagwarantowała im wygraną 94:75. Gospodarze w drugiej połowie jedynie dwa razy wprowadzili pewien niepokój w szeregi rywali. Najpierw w trzeciej kwarcie, gdy zniwelowali stratę z 12 do sześciu punktów, a następnie w czwartej kwarcie, gdy z ponad 20 "oczek" wrócili na różnicę 15 punktów. W obu tych sytuacjach radomianie zareagowali jednak błyskawicznie i wykorzystali swoją największą broń, czyli rzuty z dystansu. - Grali na wielkiej pewności siebie i powiększali stopniowo przewagę. Jeszcze próbowaliśmy walczyć, ale na Rosę było to stanowczo za mało. Musimy się wziąć za siebie. To, że ostatnio wygraliśmy mecz nie znaczy, że następne możemy przegrywać - powiedział Kikowski.
King Wilki Morskie Szczecin w minionym tygodniu zmagały się z kłopotami kadrowymi, co wpłynęło na formę drużyny. Ze Szczecina wyjechał Dino Gregory, a dopiero pod koniec tygodnia dołączył Killian Larson. Do tego w zespole było kilka kontuzji. - Na początku tygodnia trener nie miał komfortu pracy, bo kilku zawodników było kontuzjowanych. Hubert Mazur wyleciał nam również przez kontuzję. Rotacja była zawężona. Trenowaliśmy na początku tygodnia w sześć osób, później w osiem. Dopiero pod koniec tygodnia mogliśmy coś poćwiczyć grając pięciu na pięciu. To nie jest może jakieś duże wytłumaczenie, ale miało wpływ na naszą grę - tłumaczył rzucający obrońca szczecińskiego beniaminka. Klub nie wydał jeszcze komunikatu w sprawie kontuzji Huberta Mazura. Jak udało nam się jednak ustalić, koszykarz będzie pauzował przez conajmniej miesiąc.
Niedzielny pojedynek był ostatnim ligowym starciem w Arenie Szczecin w tym roku. W sumie King Wilki Morskie przed własną publicznością rozegrały tylko cztery mecze, z których jeden rozstrzygnęły na swoją korzyść. Niedawno odbyły serię trzech wyjazdowych spotkań, a podobny tour czeka ich w najbliższych tygodniach. - Taki jest terminarz, ale nie mamy co płakać. W drugiej rundzie będziemy mieć więcej meczów u siebie i będziemy musieli z tego korzystać. Może w niedługim czasie odczarujemy tą halę, bo mamy tylko jedno zwycięstwo. Mam nadzieję, że będziemy tu częściej wygrywać, bo wspaniali kibice licznie przychodzą na nasze mecze, dopingują nas i chcą żebyśmy wygrywali. Musimy im dać to szczęście - z nadzieją zakończył Paweł Kikowski.