Tegoroczne rozgrywki Łukasz Wichniarz rozpoczął w Atlasie Stali Ostrów Wielkopolski. W ekipie prowadzonej przez trenera Andrzeja Kowalczyka rozegrał jednak tylko trzy mecze, po czym został odsunięty od drużyny. Sprawa wydawała się o tyle dziwna, iż nawet sam zawodnik nie wiedział tak naprawdę, dlaczego nie może już ćwiczyć z zespołem: - Nie wiem dlaczego zostałem odsunięty. Ja chciałem grać w Ostrowie. Stało się jednak zupełnie inaczej. Trener Kowalczyk stwierdził, że być może mam kontuzję, ponieważ w kwietniu miałem przeprowadzany zabieg oraz, że nie jestem obecnie w pełni formy, co oczywiście nie jest prawdą - mówił jakiś czas temu w wywiadzie dla naszego portalu.
W ostatnim czasie 26-letni skrzydłowy pozostawał więc bez klubu. Kilka dni temu, za zgodą trenera Sebastiana Machowskiego, trenował z Kotwicą Kołobrzeg, której to zresztą barwy bronił w latach 2003-2006. W środę Wichniarz zawitał do Inowrocławia.
- W środę wieczorem do Inowrocławia przyjechał występujący na pozycji skrzydłowego Łukasz Wichniarz. Można powiedzieć, że jest to taki jego powrót na stare śmieci. Przez najbliższy czas będzie trenował wraz zespołem i wtedy też będą prowadzone rozmowy, które zadecydują, czy zostanie u nas na dłużej - powiedział serwisowi SportoweFakty.pl Cezary Wierzbicki, wiceprezes Sportino.
W Sportino, 26-letni skrzydłowy występował już w sezonie 2006/2007. Będąc wówczas jednym z podstawowych zawodników drużyny, notując przeciętnie na mecz 12,6 punktów, 5,4 zbiórki i 1,2 asysty, nie zdołał jednak awansować do ekstraklasy. Na przeszkodzie inowrocławianom stanął w półfinale Górnik Wałbrzych, który pomimo, iż w rywalizacji do trzech zwycięstw, przegrywał już 0:2, odniósł trzy kolejne zwycięstwa i to właśnie podopieczni ówczesnego szkoleniowca Radosława Czerniaka, w następnym sezonie, notabene z Wichniarzem w składzie, grali na ekstraklasowych parkietach. Dobra postawa wychowanka KKS Poznań na najwyższym szczeblu rozgrywek, zaowocowała nawet powołaniem do reprezentacji Polski na kilka meczów towarzyskich.
Po wtorkowym wyjeździe do Stanów Zjednoczonych amerykańskiego rozgrywającego Tony’ego Lee (chora matka), trener Aleksander Krutikow miał do swojej dyspozycji dziewięciu zawodników. Taki stan rzeczy utrzymał się jednak tylko dzień. Dołączenie do kujawskiej drużyny Wichniarza da białoruskiemu szkoleniowcowi więcej możliwości. Między innymi będzie mógł sprawdzić aktualną formę swoich podopiecznych podczas treningowej gierki (pięciu na pięciu), co przecież jeszcze przed rozpoczęciem sezonu, ale i także w jego trakcie, gdy zespół nie był jeszcze w komplecie, sprawiało mały kłopot, z powodu niewystarczającej liczby graczy.