Szalony pojedynek na rozpoczęcie rundy - relacja z meczu Spójnia Stargard Szczeciński - GKS Tychy

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Stargardzianie kilka razy tracili przewagę. W czwartej kwarcie dali się nawet wyprzedzić rywalom, lecz ostatecznie pokonali GKS Tychy.

W sobotnim spotkaniu nie brakowało emocji. Częściej na parkiecie dominowali gospodarze, lecz niewiele zabrakło, by przegrali kolejny mecz na własne życzenie. W pierwszych minutach trudno jednak było się przyczepić do gry Spójni. Stargardzianie wykorzystywali każdy rzut, grali szybko i płynnie. Dzięki temu prowadzili 11:4, gdyż dobrze funkcjonowała również ich defensywa. Kilka prostych błędów sprawiło, że GKS Tychy doprowadził do remisu, lecz w pierwszej odsłonie to Spójnia była lepsza.

[ad=rectangle]

W kolejnych dziesięciu minutach obie drużyny bardziej bazowały na obronie. Popełniały też coraz więcej błędów, przez co tempo spotkania siadło. Szybciej sytuację opanowała ekipa z Pomorza Zachodniego, która po trzech minutach przełamała niemoc. Pierwsze punkty dla rywali z linii rzutów wolnych w połowie kwarty zdobył Radosław Basiński. Piętnastopunktowej przewagi (36:21) nie udało się jednak utrzymać Spójni do przerwy, gdyż goście w końcówce kwarty zaczęli trafiać z dystansu, a ostatni rzut należał do Basińskiego.

Początek trzeciej kwarty zdominowali sędziowie sobotniego spotkania. Dość szybko odgwizdali oni gospodarzom dwa przewinienia. Kolejne decyzje coraz bardziej zaskakiwały zawodników obu drużyn oraz kibiców. W tym ogólnym chaosie Spójnia utrzymywała przewagę. Denerwowali się jednak obaj trenerzy, lecz pod koniec trzeciej kwarty przewinieniem technicznym został ukarany szkoleniowiec gości, Tomasz Jagiełka.

Po tym zdarzeniu gospodarze prowadzili 59:47 i mogło się im wydawać, że pewnie zmierzają do zwycięstwa. Rywale jednak nie poddali się. Jeszcze przed końcem trzeciej kwarty z dystansu trafił Tomasz Bzdyra. Krótka przerwa nie wybiła tyszan z rytmu i po kilku minutach ambitnej walki doprowadzili oni do remisu. Piotr Hałas dał nawet przyjezdnym prowadzenie 66:63, lecz w niezwykle ważnym momencie do remisu doprowadził Jerzy Koszuta. Kapitan Spójni powrócił do gry po ponad miesiącu przerwy i choć trafił w sobotę tylko jeden rzut, to było to jedno z kluczowych trafień.

Kolejne akcje należały już do Spójni. Rywale po intensywnym pościgu złapali zadyszkę, a zawodnikiem, który ich wypunktował był Piotr Pluta. W całym meczu zdobył on 23 punkty. Świetnie spisał się też Łukasz Bodych - 16 punktów i siedem zbiórek. Autorem kolejnego double-double był Rafał Bigus - 12 punktów i 12 zbiórek, a dziewięć asyst dodał Marcin Stokłosa. Dobre zmiany dali też rezerwowi, dzięki czemu trener Aleksander Krutikow mógł częściej rotować składem.

GKS Tychy popełnił 26 przewinień, a Spójnia 19. Co ciekawe aż pięciu przyjezdnych koszykarzy skończyło sobotni mecz z czterema faulami, lecz żaden z nich nie opuścił przedwcześnie parkietu. Silną bronią beniaminka były rzuty trzypunktowe - 11/22. Zaskoczeniem dla gospodarzy był z pewnością Rafał Sebrala. Zawodnik, który średnio zdobywa w sezonie 3,4 punktu Spójni rzucił 13 "oczek" i trafił wszystkie trzy próby z za łuku. Trudni do zatrzymania byli także Piotr Hałas i Marcin Wróbel.

Spójnia Stargard Szczeciński - GKS Tychy 79:74 (24:17, 17:16, 18:17, 20:24)

Spójnia: Pluta 23, Łukasz Bodych 16, Bigus 12, Żytko 11, Stokłosa 5, Mieczkowski 4, Koszuta 3, Wróblewski 3, Paweł Bodych 2.

GKS: Hałas 16, Wróbel 14, Sebrala 13, Basiński 9, Bzdyra 8, Markowicz 7, Dziemba 4, Deja 3, Garbacz 0, Konsek 0.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)