Po 13. kolejnych zwycięstwach PGE Turów Zgorzelec w końcu musiał uznać wyższość rywala. Wydawało się, że mistrz Polski wyprzedził ligę o kilka długości, ale w ostatnich tygodniach trybiki machiny Miodrag Rajkovicia pracowały wolniej, niż na początku sezonu. Blisko zwycięstwa przed tygodniem byli koszykarze King Wilków Morskich Szczecin, a ostatecznie pierwszym pogromcą czempiona został w tym sezonie Trefl Sopot.
[ad=rectangle]
- No i stało się... Ci, którzy nie wierzyli, że nie umiemy przegrywać, teraz muszą uwierzyć. Przegraliśmy - tymi słowami trener PGE Turowa rozpoczął swoją pomeczową wypowiedź. Zazwyczaj uśmiechnięty i pewny siebie, po starciu z sopocianami nieco bardziej zdenerwowany.
- Niestety nie mogę dzisiaj powiedzieć zwyczajowego "gratulacje dla moich koszykarzy, którzy rozegrali świetny mecz". Dzisiaj przegraliśmy, bo nie graliśmy tak, jak normalnie powinniśmy grać - dodał Rajković.
Zwycięstwo Trefla nie dziwi - choć trener Darius Maskoliunas określił swój zespół mianem "ligowego średniaka" - wszak drużyna z nadmorskiego kurortu te gorsze dni z początku sezonu (tylko jedno zwycięstwo w pierwszych pięciu meczach), ma już za sobą. Dziwi jednak, że PGE Turów dopuścił do przegranej, choć do przerwy wygrywał 63:44.
- Zbyt szybko zbudowaliśmy sobie przewagę prawie 20 punktów i później przestaliśmy grać. Dosłownie. Wiedzieliśmy, że Trefl jest dobrym zespołem, z dobrą pierwszą piątką, ale przyznam, że zaskoczyli nas młodzi gracze. Nie powinniśmy dopuścić do tego, by zdobyli tyle punktów: Kulka sześć i sześć zbiórek, Dzierżak sześć z osobistych. Oni zagrali bardzo dobrze - komentował trener zgorzelczan.
W końcówce spotkania losy meczu mógł najpierw przypieczętować, a następnie odmienić Tony Taylor. Przy stanie 103:102 Amerykanin spudłował jednak dwa rzuty wolne, a tuż po tym jak trafił Michał Michalak (103:104), spudłował także kluczowego lay-upa z kilku metrów.
- 35 sekund przed końcem meczu kontrolowaliśmy wynik. Niestety, w końcówce podejmowaliśmy złe decyzje. W tak szalonym meczu, jak ten, chciałem by moi zawodnicy faulowali i ostatnią piłkę mieli dla siebie. Łatwiej jest bowiem zdobyć punkty, niż obronić akcję. I tę ostatnią piłkę mieliśmy, ale rzut nie wpadł do kosza. Cóż, postaramy się o rewanż w Sopocie - zakończył Rajković.