Już przed spotkaniem trener Wojciech Kamiński zwracał uwagę na fakt, iż tarnobrzeżanie od pewnego czasu prezentują się znacznie lepiej. Nawet jeśli przegrywają, to potrafią jednak przeciwnikowi napsuć krwi. I to pomimo niezbyt dobrej sytuacji kadrowej.
Jezioro od początku udowadniało, że trzeba się z nim liczyć. W pierwszych minutach zawodnicy Zbigniewa Pyszniaka grali świetnie w ofensywie i wykorzystali nieporadność radomian. Tyle że, jak to często w przypadku tej drużyny bywa, grała bardzo nierówno. Początek był znakomity, ale później dobre fragmenty klub z Podkarpacia przeplatał kiepskimi.
[ad=rectangle]
A Rosa? Po falstarcie zdołała się przebudzić. W przeciwieństwie do rywala nie notowała takich przestojów, dzięki czemu systematycznie zmniejszała dystans. Na początku drugiej odsłony objęła nawet prowadzenie, które w siedemnastej minucie osiągnęło aż siedem punktów. To zasługa dobrej postawy pod samym koszem oraz większego wsparcia ze strony zmienników.
Tarnobrzeżanie w wielkim stopniu opierali się na rzutach z dystansu. Jeśli wpadały, to automatycznie gospodarze znajdowali się w znacznie lepszym położeniu (w całym spotkaniu oddali ich aż 37!). Tyle że skuteczność spadała, a ekipa z Podkarpacia znalazła się w trudnym położeniu. W czwartej odsłonie Jezioro kilkakrotnie stawało w miejscu, co skończyło się ostatecznie porażką.
Najlepiej w zespole Rosy spisali się krytykowany ostatnio John Turek i Michał Sokołowski. Amerykanin zdobył 19 punktów, a 22-letni Polak o trzy "oczka" mniej. U gospodarzy trzech graczy przekroczyło granicę 10 punktów - Craig Williams zanotował double-double (17 punktów, 11 zbiórek), a Dominique Johnson był blisko tego wyczynu (18 punktów, 8 asyst).
Jezioro Tarnobrzeg - Rosa Radom 69:85 (22:21, 19:21, 16:19, 12:24)
Jezioro: Johnson 18, Williams 17, Wall 16, Patoka 7, Wysocki 5, Kozłow 3, Miller 3.
Rosa: Turek 19, Sokołowski 15, Gibson 12, Mirković 11, Adams 8, Jeszke 7, Szymkiewicz 5, Łączyński 3, Majewski 3, Witka 2.