Pomimo bardzo dobrego występu Vuk Radivojević nie uratował Śląska Wrocław od czwartej porażki z rzędu na wyjeździe. Zespół Emila Rajkovicia musiał uznać wyższość gdyńskiego Asseco, które we własnej hali spisuje się znakomicie. Żółto-niebiescy ponieśli zaledwie jedną porażkę w siedmiu rozegranych spotkaniach.
[ad=rectangle]
- W sobotę zagraliśmy bardzo słabe zawody. Trzeba o nich jak najszybciej zapomnieć i przygotować się do niedzielnego spotkania, które będzie w Szczecinie - mówi Radivojević, dla którego było to drugie spotkanie w barwach Śląska Wrocław. Widać, że Serb czuje się coraz lepiej w drużynie, a trener Rajković coraz częściej stawia właśnie na niego. - Cieszę się, że tak szybko udało mi się wdrożyć do zespołu - zaznacza Radivojević.
Wrocławianie mieli olbrzymie problemy na dystansie w sobotnim spotkaniu. Trafili zaledwie pięć z 28 rzutów za linii 6,75 m. Na dodatek mieli tylko dziewięć asyst, co chluby im nie przynosi.
- Przestrzeliliśmy wiele rzutów z otwartych pozycji. Mamy w swojej drużynie wielu znakomitych strzelców, którzy potrafią seryjnie rzucać za trzy. Tego dnia nikt jednak dobrze nie był dysponowany - przyznaje serbski combo-guard.
Śląsk fatalnie rozpoczynał zarówno pierwszą, jak i trzecią kwartę. Wrocławianie dwukrotnie musieli gonić rywala, ale w końcówce ta pogoń była już nieskuteczna. - Daliśmy sobie narzucić styl gry Asseco. Dwa razy pozwoliliśmy im na ucieczkę, goniliśmy ich, ale za drugim razem się nam nie udało ich złapać. To jest przyczyna naszej porażki - komentuje Radivojević.
W niedzielę o godzinie 20:00 w Szczecinie wrocławski Śląsk zagra z miejscowymi Wilkami Morskimi. Czy ekipa z Dolnego Śląska przełamie złą passę w meczach wyjazdowych?