Spotkanie Anwilu Włocławek ze Zniczem Sokołów Jarosław zaczęło się od przewidywanego, przed pierwszym gwizdkiem sędziego, scenariusza. Prowadzeni przez Łukasza Koszarka włocławianie szybko wyrobili sobie kilka punktów przewagi, by utrzymać je do końca kwarty. Warto jednak dodać, iż oba zespoły przystąpiły do meczu w nieco "mikołajkowym" nastawieniu, pudłując wiele rzutów z czystych pozycji. I choć wydawało się, że w drugiej odsłonie gospodarze powiększą swoje prowadzenie do kilkunastu oczek, goście zwietrzyli swoją szansę. Dobrze grał amerykański duet w postaci najnowszego wzmocnienia ekipy Dariusza Szczubiała - Quintona Day’a oraz Grady’ego Reynoldsa. W tej części meczu dwaj Amerykanie zdobyli połowę punktów całej drużyny, a ten pierwszy celnym rzutem równo z syreną kończącą pierwszą połowę ustalił wynik do przerwy na 36:36. - Zespół Znicza Jarosław jest na przedostatnim miejscu w tabeli i to bardzo źle wpłynęło na moich zawodników. Zabrakło nam koncentracji, wyszliśmy na parkiet nie będąc wystarczająco skoncentrowani, lecz tak to jest w sporcie - w ten sposób tłumaczył słabszą dyspozycję swoich podopiecznych Igor Griszczuk.
Białoruski trener musiał użyć bardzo ostrych słów w przerwie meczu, gdyż na trzecią kwartę koszykarze Anwilu wyszli zupełnie odmienieni. - Nie weszliśmy dobrze w mecz, lecz przerwa między połowami podziałała na nas pozytywnie i wreszcie zaczęliśmy grać swoją koszykówkę - stwierdził po meczu jeden z najlepszych zawodników Anwilu w tym spotkaniu, Marko Brkić. Serb spędził na parkiecie zaledwie 16 minut, lecz zdobył 12 oczek - wszystkie w trzeciej kwarcie. Po dwóch celnych trójkach tego gracza Anwil wyszedł na jedenastopunktowe prowadzenie (52:41), zaś gdy chwilę później piłkę w koszu umieścił Andrzej Pluta, włocławianie osiągnęli przewagę osiemnastu oczek - 61:43. - Dobrze graliśmy w pierwszej części meczu, w której wynik oscylował wokół remisu. Drugą połowę jednak przespaliśmy, zaś Anwil nam odjechał. Włocławianie są zbyt klasowym zespołem, by grając z nimi odrobić 12-15 punktów straty - powiedział na konferencji prasowej gracz Znicza, Grzegorz Kukiełka, czym potwierdził niejako słowa Brkicia.
Prawdziwym bohaterem Anwilu okazał się jednak być inny gracz z Bałkanów - Oliver Stević. Były gracz Śląska Wrocław zdobył w niedzielnym spotkaniu 17 oczek, będąc najlepszym strzelcem włocławian. Do swojego dorobku dodał również 7 zbiórek oraz jeden blok. Ponadto, serbski skrzydłowy do spółki z Brkiciem, skutecznie wyłączyli z gry Reynoldsa, który w ciągu 38 minut spędzonych na parkiecie zdobył tylko 11 punktów. Dobre zawody rozegrał również Bartłomiej Wołoszyn, który wreszcie zagrał dłużej niż 10 minut w drugiej kwarcie. Polski skrzydłowy uzyskał 12 oczek i miał 5 zbiórek.
Wobec słabszej postawy Amerykanina, ciężar zdobywania punktów w Zniczu wziął na siebie koszykarz, który w przeszłości występował w barwach Anwilu - Marek Miszczuk. Polski gigant (212 cm wzrostu) grał zaledwie kwadrans, lecz zdążył uzyskać w tym czasie 16 oczek, trafiając aż czterokrotnie za trzy. Występ Polaka byłby z pewnością o wiele dłuższy, lecz zawodnik zmuszony był opuścić przedwcześnie plac gry z powodu popełnienia piątego faulu. Schodzącego z parkietu Miszczuka żegnały rzęsiste brawa od włocławskiej publiczności.
- Anwil był dzisiaj zdecydowanie lepszą drużyną, aczkolwiek uważam, że gdybyśmy zagrali w pewnych momentach trochę mądrzej to, przy słabszym wejściu w mecz Anwilu, mielibyśmy szanse na zmianę rezultatu - mówił na konferencji prasowej szkoleniowiec gości, Dariusz Szczubiał. Polski trener tłumacząc przyczyny porażki przywołał statystyki. - Włocławianie zanotowali 16 asyst przy 5 stratach, zaś moja drużyna miała 5 asyst oraz aż 19 strat. Moi dwaj rozgrywający mieli dzisiaj łącznie 11 strat, czego nie da się nazwać inaczej jak tragedią - jednoznacznie uargumentował swoje stanowisko trener Znicza. I choć w grze nowo pozyskanego Amerykanina, Quintona Day’a, mimo aż 7 strat, można doszukiwać się pozytywów, to jednak postawa znanego już z polskich parkietów Branduna Hughesa była co najmniej nie najlepsza. Filigranowy rozgrywający zdobył zaledwie 5 punktów, trafiając jeden rzut z gry na osiem prób i choć zebrał 4 piłki, nie zanotował żadnej asysty przy trzech piłkach straconych. Dla porównania można dodać, iż dla Anwilu sam Koszarek rozdał 7 asyst.
Warto również podkreślić, iż trener Griszczuk po raz pierwszy od kilku meczów pozwolił wejść na parkiet wszystkim swoich zawodnikom. Co więcej, każdy z koszykarzy zapisał się w protokole meczowym. Michał Gabiński zdobył dwa punkty z rzutów wolnych, zaś Kamil Michalski popisał się asystą do Paula Millera oraz udanym wejściem na kosz.
- Myślę, że najważniejszy dla nas mecz odbędzie się za tydzień. Gramy przeciwko Górnikowi Wałbrzych i tam będziemy chcieli się zaprezentować z jak najlepszej strony - tymi słowami podsumował niedzielne spotkanie Kukiełka, zaś do przeszłości nawiązał Wołoszyn. - Nie tak dawno przydarzyła nam się wpadka, którą zmazaliśmy trochę dobrym meczem przeciwko Polpharmie na wyjeździe, teraz zaś należało wygrać przed własną publicznością.
Anwil Włocławek – Znicz Sokołów Jarosław 97:76 (18:12, 18:24, 32:22, 27:18)
Anwil: Stević 17, Koszarek 13, Brkić 12, Wołoszyn 12, Brown 10, Pluta 9, Miller 7, Modrić 7, Boylan 5, Michalski 3, Gabiński 2
Znicz Sokołów: Miszczuk 16, Day 15, Reynolds 11, Celej 8, Diduszko 8, Kukiełka 8, Hughes 5, Kowalenko 5, Mikołajko 0, Nowak 0