- Miljković to za mało - relacja z meczu Crvena Zvezda - PGE Turów

Przed tygodniem wysoka przegrana ze Spirou Basket, a tydzień później jeszcze wyższa z Crveną Zvezda. Chyba nikt z kibiców przygranicznej drużyny nie spodziewał się ponownego tak słabego występu zgorzeleckiej drużyny, ale, jak się okazało, był prawdziwym optymistą.

Damian Chodkiewicz
Damian Chodkiewicz

Przed tygodniem koszykarze PGE Turowa fatalnie wypadli podczas potyczki ze Spirou Basket. Ekipa z Charleroi już do przerwy prowadziła w czeskim Libercu różnicą dziesięciu punktów, a tuż po zmianie stron praktycznie zapewniła sobie zwycięstwo. Wicemistrzowie Polski nie mieli tego dnia praktycznie nic do powiedzenia i przegrali 86:61.

Podopieczni trenera Saso Filipovskiego wysoko przegrali drugie z rzędu spotkanie w Eurocup. Ten rezultat jest o tyle zaskakujący, iż w pierwszej kolejce PGE Turów pokonał w Bambergu Brose Baskets 69:39! W kolejnych spotkaniach ta obrona nie była już tak skuteczna, a w Belgradzie dała sobie rzucić 97 punktów.

Początek spotkania nie zapowiadał takiego pogromu i w ogóle zwycięstwa gospodarzy. Polska drużyna grała bardzo dobrze, a świetnie dysponowany był Bryan Bailey i zgorzelczanie prowadzili 13:8. Chociaż goście często trafiali z dystansu, to jednak do głosu zaczęła dochodzić drużyna prowadzona przez Svetislava Pesicia.

Wicemistrzowie Polski praktycznie tylko przez pierwsze osiem minut spotkania grali tak, jak powinni. Dalszą część meczu zdecydowanie zdominowała Crvena Zvezda. Koszykarze z Belgradu znakomicie odnajdywali czyste pozycje, z łatwością przedzierali się w strefę podkoszową rywala, ale sami uniemożliwiali zgorzelczanom wyprowadzenie piłki. W połowie drugiej kwarty po stracie i niesportowym faulu Donalda Copelanda było 46:28 dla ekipy z Belgradu. Gdy chwilę później poważnie wyglądającej kontuzji nabawił się amerykański rozgrywający PGE Turowa, nadzieje na zwycięstwo prysły. "Czerwona gwiazda" schodziła do szatni prowadząc różnicą dwudziestu jeden punktów.

Goście wiarę w wygraną odzyskali jeszcze na początku trzeciej kwarty, kiedy to w końcu zaczęli bardzo dobrze bronić, a w ataku nie do zatrzymania był Damir Miljkovic, którego wspierał Alex Harris i wicemistrzom Polski udał się zminimalizować stratę do piętnastu punktów. To było jednak wszystko, na co stać było tego dnia polską ekipę. PGE Turów z powodu porażki w Belgradzie znalazł się w bardzo trudnej sytuacji i - aby przejść do kolejnej rundy Eurocup - nie tylko nie może już przegrać, ale liczyć także na przychylne wyniki rywali.

Crvena Zvezda Belgrad - PGE Turów Zgorzelec 97:69 (32:25, 24:10, 17:17, 24:17)

Crvena Zvezda: Kikanovic 17, Roberts 17, Dragicevic 16, Marinovic 10, Stimac 10, Owens 9, Bjelica 8, Bakic 6, Keselj 2 i Kovac 2.

PGE Turów: Miljkovic 28, Harris 15, Bailey 13, Daniels 8, Witka 3, Kitzinger 2, Copeland 0, Radonjic 0, Roszyk 0 i Turek 0.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×