Gdy przed meczem okazało się, że nie zagra jedyny nominalny center Craig Williams, to chyba nikt ze zgromadzonych na tarnobrzeskiej hali kibiców nie wierzył, że Jeziorowcy będą w stanie nie tylko dotrzymać kroku, ale także sprawić ogromną niespodziankę i pokonać WKS Śląsk Wrocław. Pierwsza połowa nie wskazywała na to, ze goście będą mieć takie problemy. Ich przewaga oscylowała wokół 8-9 oczek i wydawało się, że kwestią czasu jest jej powiększenie.
[ad=rectangle]
Ostatnie minuty przed przerwą to coraz lepsza gra podopiecznych trenera Zbigniewa Pyszniaka. Po 20 minutach i trójce Dominique'a Johnsona gospodarze przegrywali tylko 40:44. W drugiej połowie pokazali jednak grę niemal idealną, a zdezorientowani gracze Emila Rajkovicia momentami nie wiedzieli co się dzieje. Znakomitą zmianę dał Dawid Morawiec, z których Jezioro Tarnobrzeg w składzie funkcjonowało tego dnia najlepiej. Klasą dla siebie był jak zwykle Johnson, a najlepszy mecz w sezonie zagrał Daniel Wall, który momentami wręcz ośmieszał podkoszowych Śląska.
- Co można więcej po takim meczu powiedzieć? Jeszcze raz czapki z głów dla zawodników. Tak jak w Dąbrowie Górniczej pokazaliśmy charakter, chłopcy walczą i to jest dla mnie najważniejsze. Nikt nie marudzi, czy jest ich dziesięciu do grania, czy pięciu. Chwała im za to - mówi szczęśliwy trener Pyszniak.
Warta podkreślenia jest niesamowita historia lidera Jeziora - Dominique'a Johnsona. Zawodnik zagrał, mimo iż spotkała go wielka osobista tragedia. W czwartek został bowiem zastrzelony kuzyn zawodnika, co w znaczy sposób odbiło się na koszykarzu. Amerykanin płakał przed meczem, łez i wzruszenia nie brakło także na konferencji prasowej, ale podczas spotkania znów pokazał wielką klasę. 33 punkty, cztery zbiórki, pięć asyst oraz niesamowita skuteczność - 9/11 z gry i 12/12 z linii rzutów wolnych mówią wszystko. Warto dodać, że czterech graczy Jeziora zagrało aż 40 minut!
- Brak słów. Z taką potęgą i z takimi milionami można wygrać. Wszyscy teraz mają przykład. Malkontenci mogą marudzić albo już nie marudzić - po tym spotkaniu mnie już to w ogóle nie interesuje. Mówię to szczerze i aż łzy mi się kręcą w oczach. Warto dla takich chwil żyć i trenować. Mieliśmy mnóstwo problemów, chociażby ta sytuacja w jakiej znalazł się Johnson. Jestem niesamowicie szczęśliwy - dodaje Zbigniew Pyszniak.
Dla Jeziora to szósta wygrana w sezonie i wiele wskazuje na to, że jeszcze nie raz mimo braków kadrowych tarnobrzeżanie postarają się o sprawienie problemów faworytom. Na uwagę zasługuje znakomita skuteczność z linii rzutów wolnych. Gospodarze trafili aż 34/35 (!) rzutów i rozstrzelali bezradny momentami Śląsk aż 105:91.