Marek Łukomski ma udział w największych sukcesach Rosy

W przypadku awansu do półfinału Pucharu Polski drugi trener radomskiej drużyny będzie współautorem, po ćwierćfinale PP i czwartym miejscu w TBL, największych sukcesów w historii klubu.

Osoba Marka Łukomskiego symbolicznie spina klamrą najlepsze wyniki w historii klubu z Radomia. Z nim na ławce trenerskiej w sezonie 2009/2010 ówczesny pierwszoligowiec awansował do ćwierćfinału Pucharu Polski, w którym musiał uznać wyższość naszpikowanego gwiazdami Asseco Prokomu Gdynia. W ekipie z Trójmiasta występował wtedy między innymi Qyntel Woods, który w drugim sobotnim półfinale zagra w barwach AZS-u Koszalin przeciwko Stelmetowi Zielona Góra. Zaś w ubiegłym roku Rosa walczyła o trzecie miejsce Tauron Basket Ligi, ulegając Treflowi Sopot.
[ad=rectangle]
- W 2010 roku nawet sam prowadziłem drużynę, bo funkcję pierwszego trenera z grą na parkiecie łączył Piotrek Ignatowicz, dla którego był to ostatni występ - wspomina Łukomski. - Cieszy mnie to, że miałem udział w tych wynikach. Dla mnie najważniejsze jest dobro drużyny i klubu. Mam ogromną przyjemność i satysfakcję z pracy w nim. Wszystko rozwija się w jak najlepszym kierunku - podkreśla.

Radomianie są ostatnio "w gazie". Wygrali 5 spotkań z rzędu, w tym 4 w zmaganiach ligowych. W minioną niedzielę efektownie pokonali mistrza Polski ze Zgorzelca i od tego triumfu morale w zespole jeszcze się podniosło. - Dla nas ważne są zwycięstwa, wygrana czy to z Turowem, czy z Polpharmą nie różni się właściwie niczym, bo to są dwa punkty. Jest to może niewymierne, jeśli chodzi o przeciwnika, ale tak to wygląda - zaznacza drugi szkoleniowiec.

Łukomski ma ostatnio powody do zadowolenia
Łukomski ma ostatnio powody do zadowolenia

Ogromny udział w zwycięstwach we Włocławku, przeciwko Turowowi czy w czwartkowym ćwierćfinale PP z Asseco miał Mike Taylor. - Jest w dobrej formie, widać, że nie siedział w domu i nie jadł hamburgerów. Wygląda lepiej niż w zeszłym sezonie w Turowie, nabrał masy mięśniowej. Widać, że biegał i przygotowywał się indywidualnie, bo mógł od razu grać po przyjeździe - chwali Amerykanina asystent Wojciecha Kamińskiego.

Już w debiucie przeciwko Anwilowi, był najlepszym strzelcem ekipy. - Ten pierwszy mecz we Włocławku miał świetny, zdobył 27 punktów. Przeciwko Polpharmie mniej, ale kiedy trzeba było, to trafiał - przypomina Łukomski.

Czwartkową wygraną nad gospodarzami turnieju finałowego Rosa już poprawiła wynik z tych rozgrywek z sezonu 2009/2010. W sobotni wieczór będzie chciała awansować do meczu decydującego o złotych medalach. - Każde spotkanie to jest dla nas osobna historia. Funkcjonuje wszystko bardzo dobrze i mam nadzieję, że będzie tak jak najdłużej - kończy drugi opiekun.

Komentarze (8)
liger
22.02.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
widzę, że nie dajesz za wygraną ...
inni jakoś nie tak poprawiają przyczepność
a niby gdzie ty siedzisz, że inaczej widzisz ?, bo ja zwykle siedzę na meczu blisko parkietu - to tak dosłownie
.
Czytaj całość
Sebastian Prawy
21.02.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To jest człowiek orkiestra w ROSIE. Kto kibicuje temu zespołowi to wie o czym mówię. 
liger
21.02.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
to chcesz powiedzieć, że nauczył sie pluć na parkiet w radomiu ???
co go tak umotywowało dopiero pod koniec biegania za piłką ? 
liger
21.02.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
pamietacie go jak jeszcze zakładał koszulke rosy ?
ja z tego okresu kojarzę faceta jak pluł na parkiet jak jakiś boruc...
tylko tym był charakterystyczny