[b]
Bartosz Półrolniczak: Przed sezonem wielu was wyśmiewało, nie brakowało głosów, że przegracie nawet wszystkie mecze. Teraz dokonujecie koszykarskich cudów. Już na tym etapie sezonu można powiedzieć, że jest pan zadowolony?
Zbigniew Pyszniak: [/b]
Na pewno mam już jakąś satysfakcję, bo każdy pamięta jak było. Mnie chodziło o to, że możemy przegrywać, ale drużyna ma walczyć, rzucać się po piłki i nie odpuszczać. Tego nie było w zeszłym sezonie. Jeden na drugiego był obrażony. Tu nikt nie ma humorów, czy gra 5 minut czy 40. Jest znakomita atmosfera i to jest prawdziwy zespół. Naprawdę przyjemnie jest prowadzić taką grupę.
Jak pan to robi, że macie takie problemy, a zawodnicy wytrzymują to wszystko fizycznie?
-
Są treningi takie, jakie są. Staram się robić często lżejsze zajęcia, parę razy w tygodniu robimy też naprawdę mocne treningi. Momentami luzujemy, bo wiemy ile będą minut grać. Jestem im za to wdzięczny, pokazują wielkie serce i niesamowity charakter. Bardzo się cieszę i mówię to tym pseudo znawcom, bo tacy się znajdą zawsze. Nie wiem dlaczego, niech przyjdą na mecz i za te 15 złotych zobaczą wspaniałych chłopaków, jak walczą z renomowanymi rywalami. Niech pan pamięta, że jakbyśmy z dwa mecze wygrali z tych pięciu-sześciu co polegliśmy w ostatnich sekundach to byśmy się w tym momencie kręcili koło play-off. Mimo tego jestem zadowolony i mam satysfakcję, że coś udowodniłem. Już mamy sześć wygranych. Rok temu było ich siedem z czego trzy z Kotwicą, co praktycznie przez większość sezonu tam zespołu nie było prawdziwego. To proszę sobie porównać. Teraz doszły cztery drużyny, często z budżetami 3-4 miliony, więc o czym my rozmawiamy? Gramy jak równy z równym i to jest coś wspaniałego. Było warto się poświęcać.
[ad=rectangle]
Na każdym kroku podkreśla pan, że jest pan dumny z drużyny. To najbardziej charakterna ekipa, którą pan prowadził?
-
Myślę, że dorównywał pod tym względem zespół z czasów, gdy wywalczyliśmy awans do ekstraklasy. Wtedy chłopcy też pięknie walczyli. Mogę powiedzieć, że pod tym względem to były najlepsze składy.
Nie jest pan może trochę zdziwiony, że nie ma żadnych oznak dołka fizycznego? Ze Śląskiem przeprowadził pan jedną zmianę, a to Jezioro w drugiej połowie wyglądało lepiej.
-
Zawodnicy mają wytrzymałość meczową. Jeśli się gra po te 35 minut to tak właśnie jest. W tygodniu staramy się to tylko podtrzymywać. Jestem z tego szkoły, ze wolę trenować mniej niż przetrenować. Jak się za bardzo da w tyłek od razu traci się świeżość i gra siada. Tutaj ciągle widzę chęć i głód gry. To właśnie moje zadanie, muszę tak dobierać zajęcia, żeby oni ciągle mieli chęć do rywalizacji, to pragnienie walki. To, że dużo grają też może być pozytywne. Nikt się nie martwi, że jak coś popsuje to zejdzie za minutę czy dwie. To siedzi w psychice, daje satysfakcję i jakoś jak to się mówi wszystko się kręci.
Ta przerwa w rozgrywkach mimo wszystko jest chyba dla was zbawienna?
-
Zdecydowanie, daliśmy zawodnikom trzy dni wolnego. Mieli odpocząć i zapomnieć na chwilę o koszykówce. Przed nami ostatnia część sezonu i dalej będziemy walczyć. Na pewno ostatniego słowa jeszcze nie powiedzieliśmy.
Dominique Johnson to był najlepszy obcokrajowiec w historii waszej gry w ekstraklasie?
-
Ze statystyk i tego co było widać na parkiecie wynika, że zdecydowanie tak.
Miał być liderem, ale chyba nie spodziewał się pan, że będzie grał aż na tak dobrym poziomie?
-
Miał być jednym z liderów. Początek tego nie pokazywał. Te kilka pierwszych gier wyglądał słabo, we Wrocławiu powiedziałbym nawet, że się skompromitował. Przełamał się i potem już ciągnął niesamowicie, nabrał wielkiej pewności. Miał u nas wolną rękę, a to też bardzo pomaga.
Teraz na więcej minut będzie mógł liczyć Dawid Morawiec? W ostatnich tygodniach widać, że zwłaszcza pod kątem pewności siebie to zupełnie inny gracz niż jeszcze dwa-trzy miesiące temu.
-
Nabrał pewności psychicznej, u niego był problem w głowie. Przyszedł do nas z 2. ligi i miał kilka złych nawyków. Miałem inne oczekiwania, powiedziałem jak ma wyglądać jego gra. Zapewniałem, że jeśli będzie robił to, czego od niego oczekuję to naprawdę będzie dobrze. To nie jest już granie w juniorach, że można sobie na pewne rzeczy pozwolić. W pewnym momencie to zrozumiał i jest duża poprawa. Mówiłem, żeby sobie przemyślał, co może dać dobrego zespołowi, a co sprawia, że rodzi się problem. W tym momencie dostaje swoje szanse i naprawdę można być zadowolonym z tego, co prezentuje. [b]
[/b]
znalazł sobie taką robotę, jakos ją tam wykonuje, przy okazji szydzi z profesjonalnego sportu
taka szarpanina, amatorka jest dobra w rozgrywkach nurtu amat Czytaj całość