Jakub Artych: Hit kolejki w Łańcucie z pewnością nie zawiódł.
Łukasz Wilczek: To było bardzo ciężkie i wyrównane spotkanie. Jechaliśmy do Łańcuta z przekonaniem, że musimy wygrać, aby nie stracić dystansu do czołówki. Udało nam się zrealizować założenia taktyczne, dobrze broniliśmy i byliśmy skuteczni w ataku. Cała drużyna zagrała bardzo dobre zawody. Przede wszystkim, byliśmy konsekwentni i wygraliśmy próbę nerwów w końcówce. Wreszcie, pokonaliśmy zespół z czołówki na wyjeździe, co było dla nas bardzo ważne pod względem mentalnym.
[ad=rectangle]
Pojedynek z Sokołem trzymał w napięciu do ostatnich sekund. Mam wrażenie, że kluczowe na Podkarpaciu okazały się dla was... rzuty osobiste. Zgodzisz się?
- Byliśmy skuteczni, a w samej końcówce Arkowi Kobusowi i Mateuszowi Bierwagenowi nie zadrżała ręka. Oczywiście, osobiste obok dobrej obrony były kluczem do naszego zwycięstwa, dlatego pozostaje się cieszyć, że nie zawiedliśmy w tym elemencie gry.
Na początku rozgrywek wiele mówiło się o tym, iż Legia uzależniona jest
od Cezarego Trybańskiego. Z biegiem czasu jednak ciężar zdobywania punktów na swoje barki bierze coraz więcej zawodników. Dla rozgrywającego to chyba znakomita sytuacja?
- Koszykówka to sport zespołowy. Czarek jest naszym czołowym zawodnikiem, ale sam wielokrotnie podkreślał, że nie będzie wygrywał meczów w pojedynkę. Poza tym, w kilku spotkaniach w tym sezonie musieliśmy sobie radzić bez niego. Cieszę się, że ciężar zdobywania punktów rozkłada się na kilku graczy, ponieważ to sprawia, że mamy więcej opcji w ataku, a ja na parkiecie nie muszę szukać wyłącznie Czarka, ale mogę z pełnym zaufaniem oddać piłkę pozostałym kolegom.
Do play-offów zostały już tylko trzy kolejki. Jesteście już w swojej optymalnej formie?
- Zwycięstwo z Sokołem na pewno nas podbudowało, ale mamy nadzieję,
że optymalna forma przyjdzie na play-offy. Nasza postawa na tym etapie rozgrywek będzie najważniejsza. Zakładamy, że właśnie wtedy pokażemy pełnię naszych możliwości.
[b]
Rundę zasadniczą najprawdopodobniej zakończycie na czwartym miejscu. [/b]
Czy to dobra pozycja wyjściowa przed najważniejszymi meczami w tym sezonie?
- Nie jest to jeszcze przesądzone. Bezpośrednią walkę o przewagę własnego parkietu w fazie play-off stoczymy ze Zniczem Basket Pruszków. Wszystko wskazuje na to, że w pierwszej rundzie zagramy właśnie z tym zespołem. Play-offy rządzą się własnymi prawami. Oczywiście, musimy zrobić wszystko, żeby rozpocząć je z jak najlepszej pozycji wyjściowej.
Która drużyna według ciebie ma największe szansę na wygranie I ligi? Arek Kobus przyznał niedawno, iż według niego nie ma zdecydowanego faworyta rozgrywek.
- Zgadzam się z Arkiem. Liga jest nieprzewidywalna. Każdy może wygrać z każdym i nie ma zdecydowanego faworyta, o którym można powiedzieć, że na pewno awansuje do Ekstraklasy. Jest kilka zespołów, które będą liczyć się do samego końca rozgrywek.
Zanim jednak nastąpi rywalizacja w ćwierćfinale, przed wami trzy spotkania
w sezonie zasadniczym. Pierwszym rywalem Legii będzie beniaminek z Gliwic, który na własnym parkiecie sprawił wam sporo kłopotów. Co sądzisz o tym zespole?
- Myślę, że jest to poukładany zespół, w którym występuje kilku ciekawych zawodników. Nie zmienia to jednak faktu, że w sobotę interesuje nas tylko zwycięstwo. Jeśli poważnie myślimy o grze o najwyższą stawkę, takie mecze musimy wygrywać. Oczywiście, szanujemy naszego najbliższego rywala i mamy świadomość, że czeka nas kolejne wymagające spotkanie.
Później zagracie z Astorią Bydgoszcz oraz z nieobliczalną UTH Rosą Radom. Wyobrażasz sobie inny scenariusz niż 3 zwycięstwa w tych spotkaniach?
- To jest sport, dlatego wszystko jest możliwe. Nie możemy z góry założyć, że na pewno wygramy wszystkie mecze do końca rundy zasadniczej. Każdy scenariusz jest zatem możliwy. Uważam jednak, że po zwycięstwie w Łańcucie, może być tylko lepiej i to my będziemy faworytami tych trzech ostatnich spotkań. Rola faworyta jest trudna, ale musimy się z nią zmierzyć i na parkiecie pokazać pełnię swoich możliwości.
Dla wielu ekspertów jesteś najlepszym rozgrywającym I ligi. Chciałbyś ponownie sprawdzić swoje umiejętności w ekstraklasie?
- Takie opinie są bardzo miłe. Nie czuję się najlepszym rozgrywającym w lidze,
ale zawsze staram się grać na najwyższych obrotach. Ocenę moich umiejętności mogę pozostawić wyłącznie ekspertom. Ja wiem, nad czym muszę pracować. Jestem również świadomy, że ekstraklasa to zupełnie inny, zdecydowanie wyższy poziom. Oczywiście, że chciałbym do niej wrócić, najlepiej jako zawodnik Legii Warszawa.
Pytam o to celowo, gdyż cały okres przygotowawczy spędziłeś w Toruniu,
w którym jak mi kiedyś powiedziałeś, nie miałbyś szans na regularną grę. Co byś poradził polskim zawodnikom, którzy pełnią marginalną rolę w swoich zespołach w Tauron Basket Lidze? Czy powrót do I ligi oznacza krok wstecz w karierze czy wręcz przeciwnie?
- Czasem trzeba zrobić krok wstecz, żeby następnie wykonać dwa kroki do przodu. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie w moim przypadku. Uważam, że nie można godzić się z rolą rezerwowego i trzeba znaleźć miejsce, w którym rozwój umiejętności będzie możliwy. Każdy zawodnik ma jednak inne ambicje. Ja mogę mówić wyłącznie za siebie. Trafiłem do klubu, który znakomicie rozwija się pod każdym względem. W Warszawie czuję się dobrze, dlatego już teraz mogę powiedzieć, że nie żałuję swojej decyzji. Jeśli uda nam się wywalczyć awans do Ekstraklasy, perspektywy rozwoju będą jeszcze większe, a Odrodzenie Potęgi stanie się faktem.