Żółto-niebiescy w Gdynia Arena przegrali w tym sezonie zaledwie jedno spotkanie. Z Gdyni z tarczą wyjechała ekipa Jeziora Tarnobrzeg (gdynianie w ostatniej kolejce zrewanżowali się podopiecznym Zbigniewa Pyszniaka za porażkę w pierwszej rundzie). Dziesięć wygranych na własnym obiekcie robi wrażenie. Małym problemem dla graczy Davida Dedka jest fakt, że pomiędzy poszczególnymi meczami są dość długie przerwy. Ostatnie spotkanie gdynianie rozegrali w niedzielę - 8 marca z Jeziorem.
[ad=rectangle]
- To nie jest dobre, ale niestety jesteśmy uzależnieni od dyspozycyjności hali. Gramy ostatnio w takim systemie, gdyż tak wskazuje terminarz i tyle - mówi nam opiekun Asseco Gdynia.
Cenne dwa oczka wywalczone na Podkarpaciu sprawiają, że Asseco jest o krok od awansu do play-off. Trener Dedek nie ma jednak wątpliwości, że kluczowe dla jego zespołu są w dalszym ciągu spotkania na własnym parkiecie.
- Mamy kilka punktów przewagi nad grupą goniącą, ale kluczowy jest dla nas tylko i wyłącznie każdy kolejny mecz. Na sto procent nie jest jeszcze rozstrzygnięte, czy wejdziemy do play-off. Można powiedzieć, że Śląsk, Rosa, AZS, Turów i Stelmet są tego pewne, ale reszta walczy o ostatnie miejsca. Wygrana nie przesądzi jeszcze o tym, czy znajdziemy się w najlepszej ósemce, ale powinna nam to ułatwić - przyznaje Dedek.
We wtorek jego ekipa na własnym parkiecie zmierzy się z Polfarmexem Kutno. - Polfarmex to groźny zespół. Gra zmieniła się po przyjściu Kamila Łączyńskiego. Kwamain Mitchell może grać teraz wedle potrzeby jako rozgrywający lub rzucający. Strata Kevina Fletchera niewiele wpłynęła na drużynę. A my musimy przede wszystkim wyciągnąć wnioski po pierwszym starciu z nimi. W końcu prowadziliśmy różnicą nawet kilkunastu punktów, a jednak przegraliśmy po dogrywce - zaznacza opiekun Asseco.