Mimo iż zespół z Tarnobrzega nie wygrał od dawna, to ostatnie starcia ze Stelmetem i Energą Czarnymi mogły być podstawą do optymizmu przed konfrontacją z Anwilem Włocławek. Jeziorowcy co prawda przegrali, ale zwłaszcza w Zielonej Górze byli bliscy sprawienia sensacji. Powrót na właściwe tory potwierdził amerykański duet Josh Miller - Craig Williams, który zdobywając 44 punkty poprowadził swoją drużynę do wygranej 83:75.
- Można podziękować chłopakom za walkę. Były w tym meczu dobre i złe momenty. Nie potrafiliśmy pewnych rzeczy wykorzystać. W drugiej kwarcie Anwil miał już po trzech minutach cztery faule, a my rzucaliśmy osobiste dopiero w ostatnich 40 sekundach. Cały czas było mówione, że gramy "pod dziurę", by nas faulowali i tworzyły się okazje punktowe - analizował po sobotnim starciu Zbigniew Pyszniak.
[ad=rectangle]
Jezioro Tarnobrzeg było zespołem lepszym i zasłużenie wygrało, ale nieco na własne życzenie do samego końca losy spotkania nie były rozstrzygnięte. Gospodarze mieli kilka momentów, w których powinni odskoczyć od Anwilu i zbudować większą przewagę. Włocławianie jednak i tak nie potrafili odrobić strat i musieli już po raz piąty z rzędu pogodzić się z tym, że byli gorsi od rywala.
- Zamiast w trzeciej i czwartek kwarcie odjechać na te 12-15 punktów i spokojnie kontrolować mecz, to indywidualne akcje niektórych zawodników sprawiały, że znów się do nas zbliżali. Powinna być pewna wygrana, a doprowadziliśmy do nerwówki. Słabo moim zdaniem wykonywaliśmy rzuty wolne. Zawsze lepiej sobie radzimy w tym elemencie i tutaj ten wynik też wyglądałby inaczej - dodał trener Jeziora.
Tarnobrzeżanie mimo wygranej wciąż są na ostatnim miejscu, ale mają tyle samo punktów co Polpharma i Wikana Start. Do końca sezonu Jezioro zagra jeszcze na wyjeździe z Polfarmexem, u siebie z Polskim Cukrem, a sezon zakończy w Radomiu meczem z Rosą. - Dobrze, ze się przełamaliśmy. Są jeszcze trzy mecze, dwa teoretycznie w naszym zasięgu, bo w Radomiu może być ciężko podjąć walkę. Cały czas walczymy, by przeskoczyć na koniec dwa zespoły i na pewno będziemy to robić do samego końca - nie ukrywa Zbigniew Pyszniak.