Wydawało się, że pożegnanie się z trzema zawodnikami i trenerem z jeden strony jest dla Anwilu Włocławek końcem marzeń o wywalczeniu awansu do play-off, ale z drugiej szansą dla zawodników, którzy do tej pory nie pełnili ważnej roli w zespole. Po dwóch starciach, w których drużynę prowadził Marcin Woźniak można śmiało powiedzieć, że jednym koszykarzem którego status uległ zmianie jest Mikołaj Witliński,
W pierwszej połowie starcia z Jeziorem Tarnobrzeg mierzący 207 cm młody podkoszowy nie radził sobie z Craigiem Williamsem i jak zwykle sprytnie nadrabiającym brak wzrostu Danielem Wallem. 20-latek szybko popełnił trzy przewinienia i musiał usiąść na ławce rezerwowych, a swoją frustrację wyładował na jednym z banerów reklamowych.
[ad=rectangle]
Po przerwie zaprezentował się jednak bardzo dobrze, a całe spotkanie zakończył z 15 punktami i sześcioma zbiórkami. Na jego twarzy radości jednak nie było, a porażka z Jeziorem obnażyła słabości Anwilu.
- Gratulacje dla zawodników z Tarnobrzega. Zagrali całkiem dobry mecz w porównaniu do nas. Mieliśmy głupie straty, jakieś zupełnie niepotrzebne zagrania. Bardzo źle prezentowaliśmy się w obronie, przegrywaliśmy łatwo pojedynki jeden na jeden - nie ukrywa podkoszowy Anwilu.
Goście przegrali walkę o zbiórki i nie wykorzystali przestoju Jeziora w trzeciej kwarcie. Anwil odrobił 10 punktów straty i mógł nawet wyjść na prowadzenie, ale nie wykorzystał szansy. Jeziorowcy zagrali z większą determinacją i w dużej mierze ten element dał im w tym starciu przewagę.
- Nasze zaangażowanie było troszeczkę inne niż trener nam założył przed meczem. Nie pokazaliśmy charakteru i dlatego przeciwnik prowadził całe spotkanie i nie dał nam wygrać - dodaje Witliński.
Koszykarzom z Hali Mistrzów zostały trzy starcia, by ten charakter pokazać i z twarzą skończyć sezon. O to łatwo jednak nie będzie, bo terminarz jest wymagający. Już w środę Anwil w ligowym klasyku podejmie Śląsk Wrocław.