"Święta wojna" w nieco przyblakłych okolicznościach - pisaliśmy o meczu Anwilem Włocławek - Śląsk Wrocław jeszcze przed podrzutem pierwszej piłki. Choć wydawało się, że goście, jako murowany faworytem spotkania, gładko poradzą sobie z będącą w dołku ekipą gospodarzy, pojedynek miał wyrównany przebieg.
[ad=rectangle]
- Przez trzy dni przygotowań do tego spotkania, mówiliśmy sobie, że kluczowe będzie wejście w ten mecz na luzie, ale jednocześnie z energią i zaangażowaniem. Gramy bez żadnej presji, natomiast Śląsk cały czas walczy o jak najlepszą pozycję przed play-off. My nie mamy nic do stracenia, więc mówiłem moim zawodnikom, by grali na luzie, cieszyli się koszykówką i zrobili to, co drużyna z Tarnobrzega zrobiła przeciwko nam - powiedział już po zakończeniu spotkania trener Anwilu, Marcin Woźniak.
Przez dwie pierwsze kwarty włocławianie prowadzili wyrównaną walkę z rywalem, a pięć oczek przewagi do przerwy Śląsk uzyskał dopiero w dwóch ostatnich akcjach tej części meczu. W trzeciej oraz na początku czwartej kwarty uwidoczniła się przewaga gości, którzy prowadzili już 62:53 czy 75:66, a na cztery minuty przed końcem - 84:76. Anwil walczył jednak do końca i po udanych zagraniach Hrvoje Kovacevicia oraz Deonty Vaughna, przewaga Śląska stopniała do tylko dwóch oczek (82:84). Końcówkę jednak skuteczniej rozegrali goście.
- Trochę uciekła nam druga kwarta, w której rywale bardzo dobrze wykorzystali przewagę na pozycji numer pięć. Robert Tomaszek i Aleksandar Mladenović łatwo dochodzili do pozycji rzutowych. W trzeciej odsłonie zmieniliśmy nieco sposób krycia i już tak mocno nas nie karcili, ale nadal grali skutecznie pick and rolla. Mimo to zabrakło nam niewiele, gdyby Greg Surmacz trafił trójkę przy stanie 82:84, mogłoby być zdecydowanie inaczej - dodał Woźniak.
Rottweilery przegrały mecz, choć miały więcej asyst, niż rywale (24:17), a także więcej przechwytów (10:3), więcej zbiórek w ataku (11:7) i popełniły mniej strat (8:19). Wrocławianie odpowiedzieli znakomitą skutecznością, m.in. zza łuku (12/25). Po zakończeniu spotkania szkoleniowiec gospodarzy był jednak zadowolony z postawy drużyny, a grę zespołu nagrodzili również brawami kibice.
- Jestem zadowolony z tego, że moi gracze zrobili na parkiecie to, co sobie ustalaliśmy przed meczem. Pomimo braków kadrowych walczyliśmy z rywalem jak równy z równym i wygraliśmy atakowaną tablicę. Dzięki zbiórkom w ofensywie mogliśmy ponawiać akcje z tego elementu zdobyliśmy 12 punktów. To pokazuje, że zespół walczył - zakończył trener Anwilu.
Ale przynajmniej jeszcze jakiś pomazaniec bankructwa wam nie ogłosił. Prezydent miasta daje kasę więc przynajmniej jest nadzieja na przyszły sezon.
We Wrocku będziemy na was Czytaj całość