Michał Fałkowski: Chyba nie takiego meczu się spodziewaliście?
Aleksandar Mladenović: Na pewno było to dziwne spotkanie. Długo nie mogliśmy złapać właściwego rytmu, Anwil grał naprawdę skutecznie.
Włocławianie was zaskoczyli?
- Tak pewno zagrali na bardzo wysokiej skuteczności. Nie spodziewaliśmy się tego.
[ad=rectangle]
Przed meczem zdecydowana większość typowała gładkie zwycięstwo Śląska Wrocław. Anwil w ostatnim czasie przeszedł małą rewolucję w składzie.
- Ale to nie ma znaczenia dla tych, którzy pozostali w składzie. Jeśli pierwsza piątka i dwóch rezerwowych - a tak zagrał Anwil przeciwko nam - gra po prostu skutecznie, zespół zawsze może wygrać. I Anwil był blisko. Myślę, że ważnym aspektem gry włocławian jest to, że obecnie nie mają już na swoich barkach żadnej presji. Jeśli przegrają kolejny mecz, to przegrają, a jeśli wygrają, to wygrają i tyle. A jeśli grasz bez presji, grasz lepiej.
Wy z kolei wyglądaliśmy na bardzo spięty zespół od początku tego meczu.
- Tak, ale nie pytaj dlaczego, bo... po prostu nie mam na to odpowiedzi. Trzeba się cieszyć z tego, że pomimo słabszego dnia, potrafiliśmy wygrać.
Liczba strat w pierwszej połowa była ogromna. 13 błędów własnych, większość całkowicie niewynikająca z jakiejś wybitnej defensywy Anwilu, ale z waszego, hmm, roztargnienia?
- Muszę się zgodzić. Nie byliśmy zbyt dobrze skoncentrowani w pierwszej połowie. 13 strat to bardzo dużo nawet jak na jedno spotkanie, a co dopiero jak na jedną połowę. Dziwne były te nasze straty: jakieś podania w poprzek boiska, podania pod kosz, gdy Anwil zacieśniał pole trzech sekund. Słabo to wyglądało, ale na naszą obronę przemawia jeden fakt: to dla nas szóste zwycięstwo z rzędu, a gdy ciągle wygrywasz tyle meczów, to w końcu musisz zagrać słabiej.
Czyli to Śląsk zagrał słabiej, a nie Anwil jakoś nadspodziewanie dobrze?
- Anwil zagrał skutecznie, a my... No, to nie było nasze najlepsze spotkanie. Z drugiej strony, w kluczowych momentach jednak potrafiliśmy stanąć na wysokości zadania i te rzuty, które musieliśmy trafić, by wygrać, wpadły do kosza.
Wasza forma nadal się waha a to nie jest dobry znak przed play-off. Potraficie popełnić 13 strat w jednej połowie ze słabym rywalem, by w innym meczu, w ciągu 20 minut rzucić 58 punktów mistrzowi Polski i go pokonać.
- Prawdą jest też, że grasz tak, jak...
...przeciwnik pozwala?
- Nie, nie o to chodzi. Często jest tak, że twój przeciwnik determinuje twoją grę i to widać na naszym przykładzie. Gdy graliśmy z PGE Turowem, byliśmy zdeterminowani, bo mistrz to mistrz. Zawsze chcesz zagrać możliwie najlepsze zawody przeciwko bardzo dobrym zespołom, tym z samej czołówki. A gdy grasz z Anwilem, który nie ma dobrego sezonu, to, no cóż, grasz po prostu słabiej.
Dla ciebie to nie było wymagające spotkanie, mam wrażenie. Gdy już dostawałeś dobre podanie pod koszem, wystarczył zwód w lewo lub prawo i zdobywałeś punkty.
- Tak, grało mi się łatwo. Wiem jednak, że Anwil nie ma obecnie typowego centra, a Mikołaj Witliński, który mnie krył jest jeszcze młodym zawodnikiem. Na pewno bardzo utalentowanym i ambitnym, ale jednak młodym. Moje doświadczenie wzięło górę.
Mimo serii zwycięstw, nadal nie możecie być pewni tego, czy play-off rozpoczniecie z przewagą parkietu.
- Tak, dlatego potrzebujemy jeszcze jednego, a najlepiej dwóch zwycięstw. Bardzo dużo będzie zależeć od najbliższego starcia w Koszalinie. Nieistotne jak, byleby wygrać ten mecz.