Łukasz Ostruszka: Michael pamiętasz jeszcze swój pierwszy mecz w Polsce?
Michael Ansley: Jasne, że tak. To było w Prokomie, wspominam to spotkanie bardzo dobrze.
Jaki jest powód grania w koszykówkę w Twoim wieku, nie wypominając Ci go oczywiście?
- Po prostu czysta gra. Jeśli czuję, że wciąż potrafię grać, że wciąż mogę grać, to dlaczego nie.
Mike co zamierzasz robić w życiu, gdy już grać nie będziesz mógł?
- Zamierzam zostać trenerem koszykarskim. Chciałbym trenować profesjonalne ekipy, zajmować się trenerką na serio. Poważnie myślę o takiej pracy w Polsce.
A czy prowadzisz już jakieś rozmowy?
- Tymi sprawami zajmuje się mój agent, ja na razie tylko gram.
Cofnijmy się trochę wstecz. Jaki był najlepszy zawodnik, z którym się zmierzyłeś?
- W NBA wszyscy byli silni i twardzi, ale jeśli miałbym wybrać jednego, to postawiłbym na Karla Malone’a, był niesamowity, atletyczny, silny. Ciężko było.
Powiedz coś o swoim pobycie w NBA.
- To był fajny okres w moim życiu. Zdobyłem tam wiele doświadczenia, kumpli wspominam bardzo dobrze, byliśmy ze sobą bardzo blisko i zawsze mogłem liczyć na pomoc ze strony reszty zespołu.
Jaki okres w karierze wspominasz najlepiej?
- Zdecydowanie czas gry w Wiśle Kraków. Zbudowano tam znakomitą drużynę, wszyscy kochali to, co robią i razem tworzyliśmy coś naprawdę dobrego. Atmosfera też była super.
Michael jesteś już jakiś czas w Polsce, wygląda na to, że Ci się tutaj spodobało. Jest coś konkretnego, co skłania Cię do pozostania?
- Myślę, że mili ludzie, to jest zdecydowanie największy powód, po prostu dobrze mi z wami.
A polskie kobiety?
- O tak, bez wątpienia należą do najpiękniejszych na świecie.
W Warszawie czujesz się tak samo dobrze, jak w innych miastach tego kraju?
- Można tutaj robić naprawdę wiele rzeczy, to wspaniałe miasto. Kraków i Warszawa to zdecydowanie moje dwa ulubione miasta w Polsce.