W styczniu i lutym zespół Miodraga Rajkovicia przegrał cztery z siedmiu meczów (a marzec również rozpoczął od porażki, we Włocławku) i wówczas zaczęto powątpiewać w dobrą pozycję startową czempiona przed play-off.
[ad=rectangle]
Im bliżej play-off, tym częściej PGE Turów Zgorzelec prezentuje się jednak jak na mistrza przystało. Zgorzelczanie wygrali sześć z ostatnich ośmiu spotkań dzięki czemu nadal mają szansę na zakończenie sezonu zasadniczego na pierwszej pozycji. W niedzielę czeka ich starcie z aktualnym liderem i zarazem wicemistrzem, Stelmetem Zielona Góra.
- Każdy mecz zaczyna się od tego, w jakiej dyspozycji jesteśmy my sami. Nie interesują nas inne zespoły. Przede wszystkim koncentrujemy się na sobie i na naszej formie - mówi Olek Czyż, skrzydłowy PGE Turowa.
Starcie drużyn, które w ostatnich dwóch latach podzieliły się tytułami mistrzowskimi, już samo w sobie elektryzuje koszykarski świat w Polsce. Gdy jednak stawką jest pierwsze miejsce przed play-off i przewaga parkietu do samego finału, wówczas wartość spotkania rośnie.
Dodatkowo, zwycięzca niedzielnej rywalizacji zapewni sobie nie tylko przewagę parkietu, ale również przewagę psychologiczną nad najważniejszym rywalem w kontekście gry w finale. Ani w Zielonej Górze, ani w Zgorzelcu nie wątpią bowiem, że to właśnie te dwie drużyny spotkają się starciu o złoto.
- Rankingi nie mają żadnego znaczenia podczas play-off. Wszyscy zaczynają z takim samym bilansem, wszystko się zeruje - twierdzi Czyż, dodając - A co do kwestii psychologicznej... Ja osobiście nie przykładam do tego zbyt dużej wagi. Dla nas najważniejsze jest nasze podejście i to, co możemy zrobić na chwilę obecną. Liczy się tylko mecz ze Stelmetem, dopiero później będziemy myśleć o play-off. Jeśli coś pójdzie nie tak, to będziemy mogli mieć żal tylko do siebie.