Qyntel, dlaczego tak słabo grasz? - rozmowa z Leszkiem Dolińskim, legendą AZS-u Koszalin

- Miałem ochotę po niedzielnym meczu podejść do Qyntela i zapytać go - dlaczego tak słabo grasz? Myślę, że odpowiedź tkwi tylko w jego głowie - mówi nam Leszek Doliński, legenda klubu z Koszalina.

Karol Wasiek: Chyba śmiało można powiedzieć, że z perspektywy koszalińskiego kibica - nie tak miały wyglądać pierwsze mecze w fazie ćwierćfinałowej.

Leszek Doliński: Najdelikatniej można powiedzieć, że nie tak to miało wyglądać...

Porażki można zaakceptować w sporcie, ale styl jest chyba daleki od przeciętnego. Jakie jest pana spojrzenie na dwa pierwsze spotkania?

- Zacytowałbym tutaj słowa Michaela Jordana, który w takich sytuacjach zwykle mawiał: "Można pogodzić się z porażką, ale nigdy nie możesz pogodzić się z tym, że nie spróbowałeś walczyć i zwyciężać do samego końca". To jest bardzo mądre i głębokie motto. Myślę, że w drugim meczu można byłoby to idealnie dopasować do zawodników AZS-u Koszalin.

[ad=rectangle]

Walki po stronie Akademików trochę zabrakło w niedzielnym pojedynku.

- Jej w ogóle nie było! Wyglądałoby to tak, jakby zawodnicy mieli związane nogi. Po meczu pozwoliłem sobie na komentarz na jednym z portali społecznościowych - "Nic nie myślę, jest mi tylko bardzo smutno." Pod tymi kilkoma słowami można dopisać sobie całość - podpiąć tysiące koszalińskich kibiców, sponsorów i właścicieli klubu.

Nie ma pan wrażenia, że drużyna się ze sobą męczy na boisku, szczególnie w ofensywie? Atak Akademików wyglądał bardzo topornie...

- Po niedzielnym spotkaniu można było dojść do różnych, dziwnych wniosków. Mam ochotę użyć nieco mocniejszych słów, ale myślę, że to jeszcze nie czas i miejsce na to. Na razie AZS jest cały czas jest w grze. Możemy ewentualnie o tych sprawach porozmawiać w czwartek, ale mam nadzieję, że będzie nam dane rozmawiać dopiero w najbliższy wtorek, po tym jak będzie 3:2 dla AZS-u Koszalin. Wracając do pytania, ta drużyna po prostu nie gra! A dlaczego w tym zespole nie ma chemii, dlaczego jest to zlepek indywidualności, tego po prostu nie wiem. Mam nadzieję, że się dowiemy o tym.

Doliński: Walki w ogóle nie było!
Doliński: Walki w ogóle nie było!

Seria jeszcze trwa, ale dwa zwycięstwa w Radomiu wydają się niemal niemożliwe, tym bardziej, że Rosa jest bardzo dobrze dysponowana.

- Nie można powiedzieć, że coś się już skończyło. Ja bym zaryzykował takie stwierdzenie, że tutaj dopiero coś musi się zacząć! Jest 0:2 i na pewno sytuacja jest dołująca. W sporcie nie można się jednak załamywać. Trzeba pojechać do Radomia i pokazać, że jesteśmy warci tego trzeciego miejsca, jakie zajęliśmy przed play-offami. Trzeba pokazać swój charakter, wolę walki. Na pewno się nie poddawać. Jeśli AZS się podda, to będzie 0:3.

Wierzy pan jeszcze w odwrócenie tej serii?

- Wiara jest gdzie indziej. Tutaj nie ma co wierzyć, tylko po prostu trzeba wziąć się do roboty. Zawodnicy muszą wziąć się do pracy - mam nadzieję, że chcą to zrobić. Muszą zadać sobie pytanie: "Jeśli nie teraz, to kiedy?" Jak będzie 0:3, to zawodnicy się rozjadą i w takim składzie nigdy już ze sobą nie zagrają... Niech sobie usiądą przy piwku i powiedzą: "jak nie teraz, to kiedy?"

[b]

A może jest tak, że każdy ciągnie wózek w inną stronę i wtedy to piwko nawet nie pomoże?[/b]

- Tego nie wiemy i to są już dywagacje. Ja uważam, że drużyna musi grać wedle powiedzenia: "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego", razem z trenerem oczywiście. To musi być jedna, zwarta ekipa. Bez walki nic tutaj z tego nie będzie. Było widać, że Rosa chciała wygrać te dwa pierwsze mecze. Rzucali się na parkiet, grali z dużą determinacją. Po nas tego w ogóle nie było widać. Wyglądało to tak, jakby zespół wyszedł na boisku, tylko po to, aby rozegrać mecz. Nie było tego kleju, aby ci zawodnicy wspólnie tworzyli jedną całość. Innej drogi nie ma. W Radomiu musi wyjść na parkiet drużyna, która chce się bić do upadłego za swój klub i za Koszalin.

Zawodzi chyba ten największy, czyli Qyntel Woods...

- Miałem ochotę po niedzielnym meczu podejść do Qyntela i zapytać go - dlaczego tak słabo grasz? Myślę, że odpowiedź tkwi tylko w jego głowie. Były wobec niego wielkie oczekiwania, ale widać, że to już nie ten sam Qyntel, co w latach poprzednich, gdzie cała Europa go podziwiała. Wówczas był dynamiczny, skoczny, waleczny. To już nie jest ten sam Qyntel. W niedzielę nie był to Qyntel Woods, jaki był przez cały obecny sezon. Zastanawia także postawa Radenovicia i Vrbanca - takiego braku zaangażowania w meczach najważniejszych dla drużyny, czyli w fazie play-off, jeszcze nie widziałem.

Źródło artykułu: