Jarosław Galewski: Przede wszystkim zacznę od gratulacji. Wygląda na to, że pana zespół powoli wraca do gry…
Eugeniusz Kijewski: Dziękuję. Powiem szczerze, że bardzo się cieszymy. Nie da się ukryć, że te trzy kolejne zwycięstwa były nam niesłychanie potrzebne. Wygraliśmy w Zgorzelcu, czyli na bardzo trudnym terenie, gdzie nikomu nie gra się łatwo. Gołym okiem widać, że nasza gra wygląda znacznie lepiej. Powoli jest tak, jakbym sobie tego życzył. Przede wszystkim jednak jesteśmy od trzech tygodni w pełnym składzie. Myślę, że to kluczowa sprawa.
Porozmawiajmy o spotkaniu z Atlasem Stalą Ostrów. Co, pana zdaniem, było kluczowe dla losów tego pojedynku?
- Myślę, że graliśmy wiele piłek do wysokich graczy. Można było zauważyć, że to bardzo dobrze funkcjonowało. Posiadaliśmy na tej pozycji przewagę. Jak wiadomo, mamy czterech wysokich zawodników, którzy prezentują bardzo wyrównany poziom. W Ostrowie na pozycji numer pięć gra Patrick Okafor, który wcześniej radził sobie bardzo dobrze. Okazało się, że byliśmy w stanie zneutralizować jego poczynania. Wydaje mi się, że był to mecz walki. Zarówno wysocy gracze z Ostrowa jak i Poznania łapali sporo fauli. My jednak posiadaliśmy czterech wyrównanych koszykarzy i dlatego taka taktyka okazała się dla nas bardzo korzystna.
Przed tym pojedynkiem ostrowianie bardzo obawiali się Adama Wójcika, a tymczasem ich katem okazał się Alex McLean, który zagrał znakomite zawody…
- Tak, ma pan rację. Alex zagrał tego dnia bardzo dobrze. Taka jest jednak koszykówka. Jednego dnia zawodnik ma lepszy dzień, innego gorszy. Adamowi Wójcikowi w niedzielę przytrafił się ten słabszy moment. Najważniejsze jednak, że pojawiło się dwóch graczy, którzy byli w stanie go godnie zastąpić.
Pierwsza połowa sezonu nie była udana w wykonaniu pana drużyny. Co zmieniło się w ostatnim czasie w poznańskiej ekipie?
- Tak jak już wcześniej powiedziałem, mieliśmy sporo problemów z kontuzjami. Od samego początku nawet przez moment nie byliśmy w pełnym i optymalnym zestawieniu. Te wszystkie urazy brały się z tego, że gracze podstawowi musieli spędzać na parkiecie znacznie więcej minut. Do tego wszystkiego dochodziły treningi i w efekcie pojawiało się zmęczenie. Później wracali kontuzjowani zawodnicy, a urazy przytrafiały się tym, którzy grali pod ich nieobecność. Myślę, że w tym wszystkim było sporo nieszczęścia.
Rozmawialiśmy już wcześniej o Adamie Wójciku. Ten gracz dołączył do zespołu nieco później. Na ile odmienił jego oblicze?
- Adam wniósł do zespołu swoje doświadczenie. Myślę, że w wielu momentach, trudnych spotkaniach ten koszykarz będzie brał na siebie ciężar gry. Dokładnie tak było w Zgorzelcu i jestem przekonany, że wielokrotnie będzie podobnie.
Koszykówka na najwyższym poziomie wróciła do Poznania wraz z Eugeniuszem Kijewskim. Jak się pan tutaj czuje?
- To moje rodzinne miasto. Wspólnie z panem prezesem Wiśniewskim będziemy chcieli odbudować wielką koszykówkę w Poznaniu. Zakreśliliśmy sobie trzy albo nawet czteroletni plan odbudowy basketu w stolicy Wielkopolski. Na razie chcemy utrzymać się w lidze albo nawet powalczyć o awans do fazy playoff. W tym roku byłby to wspaniały sukces. Nie zamierzamy jednak osiąść na laurach, kiedy zapewnimy sobie utrzymanie. Walczymy o jak najwyższą pozycję i zrobimy wszystko, żeby znaleźć się w gronie najlepszych zespołów.
Czy sądzi pan, że brak koszykówki na najwyższym poziomie w Poznaniu w ostatnich latach jest bardzo widoczny i daje o sobie znać teraz?
- Myślę, że w miarę upływu czasu i w przypadku naszej lepszej gry publiczność będzie przychodzić na spotkania rozgrywane w poznańskiej hali. Jak już wcześniej wspominaliśmy, start tego sezonu nie był najlepszy w naszym wykonaniu, ale myślę, że Poznań kocha koszykówkę. Jestem przekonany, że kibice będą przychodzić i poznańska Arena będzie wypełniona po brzegi.
Kończy się rok 2008. Jaki on był dla Eugeniusza Kijewskiego?
- Chyba nienajgorszy. Wszystko się w miarę poukładało. Po prawie dziewięciu sezonach pracy w Prokomie mogłem trochę odpocząć. Jak już wspomniałem, wraz z prezesem będziemy chcieli zrobić coś dobrego w Poznaniu. Nie da się ukryć, że pan Jerzy Wiśniewski robi bardzo wiele dla poznańskiego sportu i całego miasta.
Nowy rok to także nowe plany. Jakie cele ma w nim Eugeniusz Kijewski?
- Jak najlepsze miejsce z drużyną w tym sezonie. Będziemy walczyć. Poza tym, bardzo ważna jest dla mnie rodzina. Bardzo się cieszę, że po dziesięciu latach wróciłem do Poznania i jestem z moimi dwoma córkami i żoną.
Wcześniej pracował pan w Sopocie i walczył o najwyższe laury. W Poznaniu na początku te cele są inne. Czy trudno się przestawić?
- To nie tak. Kiedy przychodziłem do Sopotu sytuacja była podobna. Zespół plasował się na jedenastym miejscu i chyba dopiero po trzech sezonach zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Wiem, że ludzie są trochę niecierpliwi, ale należy pamiętać, że znacznie łatwiej jest coś „rozwalić”. Tak pewnie było w Poznaniu. Ta koszykówka została tu „rozwalona”, chociaż to być może zbyt mocne słowo. Tak czy inaczej, stało się coś, co spowodowało, że basketu w Poznaniu nie było. Odbudować to wszystko jest znacznie trudniej. Podjąłem się tej roli i mam świadomość, że nie jest to rzecz łatwa, ale jestem przekonany, że będzie dobrze.
Czego mogę panu życzyć w nowym roku?
- Przede wszystkim zdrowia dla mnie i moich najbliższych, ale także dla zawodników. Chyba nikt nie chciałby, żeby ponownie powtórzyła się ta sytuacja z kontuzjami. To najważniejsze.
Tego w takim razie życzę i dziękuję za rozmowę!