Przemysław Zamojski: Każdy zawodnik daje coś pozytywnego

PGE Turów Zgorzelec nadspodziewanie wysoko przegrał czwarty mecz finałowy ze Stelmetem Zielona Góra. Zgorzelczanie w Winnym Grodzie wywalczyli tylko 53 punkty, przy 67 oczkach biało-zielonych.

Dla podopiecznych Saso Filipovskiego była to druga wygrana w finałowej serii. - Chcieliśmy wyjść na mecz mocno agresywnie i potwierdzić, że jesteśmy w stanie z nimi rywalizować, obronić nasz parkiet i to nam się udało. Cieszymy się, że doprowadziliśmy do stanu 2:2. Tam, kolejny raz, będziemy walczyć z całych sił - podsumował Przemysław Zamojski.
[ad=rectangle]
Zielonogórzanie lepiej spisali się w strefie podkoszowej po dwóch stronach parkietu. Najbardziej widoczna była przewaga Stelmetu w zbiórkach w ataku (17:8 na korzyść biało-zielonych). - Wcześniej mieliśmy z tym lekkie problemy. Turów zbierał dużo piłek, punkty drugiej szansy trzymały ich w grze. W tym spotkaniu po prostu bardziej walczyliśmy o te piłki i udało się je zbierać. Fajnie, że trochę poprawiliśmy ten element. Dalej musimy tak grać i mocno atakować tablicę - przyznał rzucający.

Zawodnicy z Winnego Grodu w całym spotkaniu zaledwie siedmiokrotnie powiększali swój dorobek przez rzuty dwupunktowe (7/32). W zwycięstwie pomogła im jednak dobra dyspozycja zza łuku, gdzie trafili oni aż 14 "trójek". - Szczególnie w pierwszej połowie mieliśmy spore problemy z trafieniami spod samego kosza. W pewnym momencie Aaron pociągnął nasz zespół, potrzebowaliśmy zawodnika, który weźmie kilka akcji na siebie i to właśnie zrobił Aaron. Świetną zmianę dał tez Kamil Chanas. To właśnie cieszy, że mamy szeroki skład, bo każdy zawodnik, który wchodzi na boisko, daje coś pozytywnego - punkty, zbiórki czy sięga po niczyje piłki - ocenił "Zamoj".

Teraz rywalizacja wraca do Zgorzelca, gdzie w niedzielę odbędzie się piąty mecz finałowej serii. Zielonogórzanie w domowej hali PGE Turowa nie stoją na straconej pozycji, co potwierdziły ostatnie spotkania w przygranicznym mieście. - Te dwa pierwsze mecze w Zgorzelcu potoczyły się tak, że zwycięzcą mógł być gospodarz, ale mógłby być też gość. Akcje toczyły się do ostatnich sekund i przegraliśmy te spotkania. Teraz nie ma już co tego rozpamiętywać - zakończył Zamojski.

Źródło artykułu: