W tym sezonie dużo nam nie rzucają - rozmowa z Łukaszem Kwiatkowskim, zawodnikiem Sokoła Łańcut

Łukasz Kwiatkowski w letniej przerwie opuścił szeregi Znicza Basket Pruszków, by wzmocnić zespół Sokoła Łańcut. Mierzący 207 cm koszykarz w barwach łańcuckiego teamu w każdym meczu notuje średnio 8,6 punktu i 4,1 zbiórki.

Marcin Jeż: W tegorocznych rozgrywkach Sokół wyrobił sobie markę drużyny, która jest bardzo mocna na własnym parkiecie. Tymczasem ta opinia w ostatnich tygodniach się nie potwierdziła, gdyż łańcucianie w 15. i 16. kolejce przegrali w spotkaniach rozegranych przed własną publicznością...

Łukasz Kwiatkowski: Tak. Nie licząc zwycięstwa w meczu z Sudetami Jelenia Góra, przegraliśmy dwa ostatnie mecze u siebie z zespołami z Łodzi i Warszawy. Zrobiliśmy w tych spotkaniach więcej błędów i wkradła się w nasz zespół niepewność. Jednak po ostatniej potyczce z Sudetami drużyna wróciła na właściwy tor i myślę, że to udowodnimy MKS-owi Dąbrowa Górnicza, który jest naszym najbliższym rywalem.

Jakie nastroje panują w ekipie Sokoła przed potyczką z dąbrowianami?

- W pierwszej rundzie w Dąbrowie Górniczej przegraliśmy 54:69. Teraz chcemy się ustrzec błędów, które popełniliśmy w tym spotkaniu. Dla obu drużyn będzie to bardzo ważny mecz, gdyż Sokół i MKS to przecież sąsiedzi w ligowej tabeli. Będziemy chcieli zagrać dla kibiców i wygrać w tym meczu.

Nie wystąpił pan w ostatnim meczu łańcucian rozgrywanym w Jeleniej Górze przeciwko Sudetom. Jaka była tego przyczyna?

- Przed Nowym Rokiem dostałem urazu na treningu. Było to mocne naciągnięcie przwyodziciela pachwiny. Czułem mocny ból i nie mogłem kolegom pomóc na parkiecie. Jednak byłem obecny na meczu w Jeleniej Górze i myślę, że trochę pomogłem duchowo zespołowi w wygraniu tego meczu.

Dotychczasowa postawa Sokoła Łańcut może być zadowalająca?

- Jesteśmy obecnie na dziewiątym miejscu w tabeli. Uważam, że po meczu przeciwko Dąbrowie Górniczej pójdziemy w górę tabeli, co przyczyni się do osiągnięcia naszego celu. A jest na razie nim awans do rundy play-off. W tej rundzie wszystko się może zdarzyć, bo play-offy są nieobliczalne.

Po siedemnastu rozegranych do tej pory kolejkach, łańcucki team na swoim koncie ma osiem zwycięstw i dziewięć porażek...

- Uważam, że triumfów moglibyśmy w swoim dorobku mieć trochę więcej. Na przykład byliśmy blisko wygranej w Białymstoku z Żubrami, ale w końcówce nie byliśmy skoncentrowani do ostatnich minut meczu. Żubry to wykorzystały i zwyciężyły, mimo, że to my przez większość spotkania prowadziliśmy.

Które z dotychczas rozegranych spotkań najbardziej utkwiło panu w pamięci?

- Myślę, że ostatni mecz z Sudetami, ponieważ nie mogłem wesprzeć kolegów na parkiecie i nie mogłem nic zrobić, aby przyczynić się do wygranej. Ale nie zabrakło mnie na tym meczu na ławce i dodałem swojej drużynie otuchy. Wygrywając z jeleniogórską ekipą, przerwaliśmy serię porażek, a mieliśmy ich już cztery z rzędu. Na pewno te zwycięstwo bardzo dobrze podziałało na zespół.

Jak wygląda dzień koszykarza Sokoła?

- Trenujemy raz dziennie - wieczorem, czasami mamy też zajęcia na siłowni, które odbywają się rano. Jeśli komuś tego drugiego jest ciągle mało, to siłownia cały czas jest dla nas dostępna.

Podczas obecnego sezonu na pewno częściej bywa pan w rodzinnym domu...

- Jestem wychowankiem Unii Tarnów. Z Łańcuta jest blisko do Tarnowa, dlatego często bywam w domu. Przeważnie po meczach u siebie, jadę w rodzinne strony. Ale, jak też przejeżdżamy przez Tarnów po meczach wyjazdowych to wysiadam z autokaru.

W tegorocznych rozgrywkach w drużynie z Łańcuta jest sześciu zawodników, którzy w każdym meczu punktują w granicach 7-12 punktów. Pozostała szóstka, jeśli chodzi o statystyki trochę odstaje od tej grupy graczy...

- Tak, jest grupa zawodników w naszym zespole, którzy lepiej punktują od pozostałych. Ale oprócz tych graczy następni zawodnicy, którzy wchodzą na parkiet z rezerwy są też bardzo ważni i bardzo potrzebni zespołowi. Są nieobliczalni, jak każdy z pierwszej piątki. Może przydałby się nam też rozgrywający, aby ciągnął drużynę do przodu, ale jest jak jest i musimy dać sobie radę bez typowej "jedynki".

Spośród wszystkich pierwszoligowców, to Sokół Łańcut może pochwalić się tym, że jak na razie w każdym meczu traci najmniej punktów, bo średnio tylko 67. Co jest na to receptą?

- W tym sezonie tracimy mało punktów, ale i czasami też mało zdobywamy. Receptą na to, że tracimy mało "oczek" jest to, że na każdym treningu bardzo mocno pracujemy nad obroną. Oczywiście do ataku też przywiązujemy dużą wagę.

Jak panu współpracuje się z trenerem Sokoła, Dariuszem Kaszowskim?

- Miałem w swojej karierze już wielu trenerów, z którymi pracowałem. Trener Kaszowski jest bardzo dobrym szkoleniowcem i darzę go dużym szacunkiem.

Komentarze (0)