Michał Fałkowski: Czy to, że Igor Milicić pracował z tobą w AZSie Koszalin, było dla ciebie kluczowe przed podpisaniem kontraktu z Anwilem Włocławek?
Piotr Stelmach: Na pewno miało znaczenie. Ale było również kilka innych powodów.
Jakich?
- Ważne było dla mnie to, że trener Igor Milicić buduje we Włocławku drużynę, która ma sprawić, że Anwil znowu wróci do play-off. To znaczy, że zespół będzie miał konkretnie postawiony cel i oczekiwania. A ja lubię wiedzieć o co walczę. Dodatkowo, uważam, że Anwil to nadal marka. Trzeba teraz sprawić, by znów nawiązać do wspaniałej historii tego klubu.
[ad=rectangle]
W Koszalinie wychodziłeś w pierwszej piątce 11 razy w 29 meczach. Przede wszystkim grałeś jednak jako zmiennik. We Włocławku będzie podobnie?
- To już pytanie do trenera, a nie do mnie. Klub dużo wcześniej zatrudnił zawodnika na moją pozycję (Fiodora Dmitriewa - przyp. M.F.), więc o wszystkim zadecyduje rywalizacja o minuty na treningach. Ja jednak nigdy, w żadnym zespole, nie miałem problemu z rolą, funkcją czy minutami. Zawsze dostosowywałem się do wizji trenera.
Myślisz, że dla trenera Milicicia to było właśnie kluczowe? To, że odnajdujesz się jako team-player?
- O to musisz zapytać trenera. Ja widzę, że zespół we Włocławku jest budowany bardzo mądrze i ciekawie. Trener spokojnie dobiera sobie kolejnych zawodników do swojego planu i przede wszystkim szuka graczy, którzy są nastawieni na współpracę oraz na zespołowość.
Wasza współpraca w Koszalinie musiała układać się bardzo dobrze.
- Tak sądzę. Zresztą, czy trener brałby do swojego zespołu zawodnika, z którym nie pracowało mu się wcześniej dobrze?
Nie sądzę. Zanim podpisałeś kontrakt z Anwilem, przyjechałeś do Włocławka przejść badania medyczne. Jak wygląda sytuacja z twoim zdrowiem?
- Wszystko jest w porządku. Testy przeszedłem, kontrakt podpisałem.
Klub zrobił ci badanie medyczne. Nie wszystkich zawodników to dotyczy.
- Tak, ale to nie pierwsze badania w moim życiu. Nic nadzwyczajnego. Zresztą... To jest ciekawa rzecz. Bo praktycznie wszędzie, gdzie czytam o sobie, mam łatkę kontuzjogennego zawodnika. A tymczasem wystarczy spojrzeć na liczbę meczów, które rozegrałem w ostatnich latach.
29 ligowe spotkania w ostatnim sezonie to niewiele. Ale 29 na 33, które rozegrał AZS w całym sezonie to już dobry wynik.
- No właśnie. Czy gdy zawodnik opuszcza cztery mecze w ciągu kilku miesięcy oznacza, że jest kontuzjogenny? Nigdy nie było tak, żebym wypadł z gry na pół roku czy nawet trzy miesiące. A tymczasem ja mam tę łatkę od lat. To trochę dziwne, bo w poprzednich latach również grałem sporo (Stelmach rozegrał w barwach PGE Turowa 36 na 44 mecze w sezonie 2013/2014; 34 na 35 mecze dla PGE Turowa oraz 8 na 8 dla Stelmetu w sezonie 2012/2013 oraz 43 na 45 dla Zastalu w sezonie 2011/2012 - przyp. M.F.) Myślę, że w ostatnich latach wystąpiłem w około 90 procent meczów, które rozegrały moje zespoły. Ale trudno, przyzwyczaiłem się i tak naprawdę nigdy nie wpływało to jakoś na moją postawę na parkiecie.
[b]
To skąd wzięła się ta łatka?[/b]
- Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. Nawet jeśli ktoś podtrzymuje ten czarny PR, to dla mnie nie ma to większego znaczenia. Twierdzę, że moja kariera sama mówi za mnie. W ostatnich latach grałem w czołowych klubach w polskiej ekstraklasie. Ze Stelmetem zdobyłem brąz, z PGE Turowem srebro i złoto, a rok temu grałem w AZSie Koszalin, który długo był w czołówce tabeli i mieliśmy naprawdę wielkie szanse na medal. Ostatecznie zakończyliśmy rozgrywki na 5. miejscu, co też należy uznać za sukces. W końcu klub zrobił progres w stosunku do poprzednich rozgrywek.
Po raz ostatni spędzałeś na parkiecie średnio więcej niż dwie kwarty w sezonie 2011/2012. Mniejsza liczba minut nie jest dla ciebie problemem?
- Tak, jak powiedziałem: kluby, w których grałem mówią za mnie lepiej, niż ja sam miałbym o tym opowiadać. Według mnie nie jest sztuką pójść do słabszego klubu, tam grać po 30 minut i zdobywać w tym czasie 20 punktów. Sztuką jest odnaleźć swoje miejsce w silnym zespole, dobrze wkomponować się w system gry i koncepcję trenera. I ja uważam, że właśnie to od lat udaje mi się realizować.
To szczęście móc ciągle grać o najwyższe cele.
- Wiadomo, zawodnik dokonuje takich wybór, co do których jest przekonany, że są dla niego najlepsze. Ale nie zawsze wszystko jest tak, jakby człowiek oczekiwał. Nie wszystko można przewidzieć. Dla mnie zawsze liczyło się to, aby być ważną częścią zespołu. Wiadomo, tych minut jest czasem mniej, czasem więcej, ale chodzi o to, żeby - gdy wchodzi się już na parkiet - mieć określoną rolę i zadania do wykonania. Ogółem, jestem ze swojej kariery zadowolony i liczę, że we Włocławku czeka mnie ekscytujący sezon.
[b]
W ostatnich latach walczyłeś o medale. Anwil natomiast ostatni sezon zakończył na 12. pozycji...[/b]
- Ale obecnie działacze i trenerzy robią wszystko, by w sezonie 2015/2016 klub znów pojawił się w play-off.
Grając w ostatnich latach dla Stelmetu, PGE Turowa czy AZSu - czy Anwil to nie jest jednak dla ciebie trochę spadek w karierze?
- Z kilku powodów mogę powiedzieć, że nie. Przede wszystkim, widzę jak budowany jest zespół i już teraz jestem przekonany, że trener Igor Milicić tworzy ciekawą ekipę, która powalczy o play-off. Dodatkowo, ja przecież rok temu zamieniałem PGE Turów na AZS. Innymi słowy, zamieniałem mistrza Polski na zespół, który zakończył sezon na ósmej pozycji. A mimo to udało nam się stworzyć bardzo ciekawą ekipę pod wodzą trenera Igora Milicicia i przez długie miesiące byliśmy w czołówce tabeli. Groźni dla każdego. Liczę, że we Włocławku będzie podobnie.
Czego oczekujesz po sezonie we Włocławku?
- Ambitny zawodnik, a za takiego się uważam, chce wygrywać jak najwięcej meczów. Statystyki nie są ważne, gdy ma się 31 lat. W zeszłym roku byłem w zespole, w którym gwiazd nie brakowało: Qyntel Woods, Szymon Szewczyk, Dante Swanson, Krzysztof Szubarga... Trzeba było znaleźć swoje miejsce w drugim szeregu i dobrze wkomponować się w całość. Chodzi o to, żeby drużyna funkcjonowała jak... drużyna. I grała tak, aby spełniać oczekiwania klubu oraz kibiców. Wiem, że we Włocławku celem na ten sezon jest play-off. Liczę jednak, że gdy już znajdziemy się w ósemce, powalczymy o coś dalej.