Michał Fałkowski: Z pewnością zauważyłeś, że wielu zawodników, którzy grali w Polsce w ostatnim sezonie, wybrało tego lata Rumunię. Dziwi cię to?
Vlad-Sorin Moldoveanu: Liga rumuńska rozwija się i staje się coraz lepsza, więc chyba nie.
Od jakiegoś czasu zastanawiam się co takiego jest w lidze rumuńskiej. Lidze, która - nie ma co ukrywać - nigdy wcześniej nie miała aż silnej pozycji w Europie. Tymczasem teraz to się zmienia. Zacznijmy więc od kwestii technicznych. W TBL kluby żeby wystartować w ekstraklasie muszą mieć budżet minimum 2 miliony złotych. A w Rumunii?
- Nie ma ścisłych wytycznych, ale istnieje bardzo prosty mechanizm, który eliminuje tych, którzy nie chcą inwestować w siebie i koszykarzy - po prostu spadają z ligi. Nie zbierasz budżetu na odpowiednim poziomie, to nie masz zawodników na odpowiednim poziomie, a jak nie masz zawodników to jesteś relegowany. I jeszcze jedna ważna rzecz - w Rumunii same kluby zdecydowały by zmniejszyć liczbę drużyn uczestniczących w ekstraklasie po to, aby zwiększyć poziom rozgrywek.
[ad=rectangle]
Poziom rozgrywek niekoniecznie musi być uzależniony od liczby drużyn, pod warunkiem, że te drużyny chcą się rozwijać, a nie tylko egzystować. Niemniej w Polsce trzeba wydać przynajmniej milion złotych na kontrakty z zawodnikami. To ma być gwarant jakości.
- Nie ma czegoś takiego w Rumunii. Żadnych limitów, żadnych minimalnych poziomów. Sport rewiduje wszystko. Był kiedyś zespół, który grał samymi juniorami. I oczywiście musiał spaść z ligi, bo sportowo nie wytrzymał konkurencji. Z tego co pamiętam, oni nie wygrali nawet jednego spotkania.
Pensje płacone są regularnie?
- W zdecydowanej większości przypadków - tak. Dlatego, że większość klubów finansowana jest z pieniędzy publicznych, a te środki - jak wiadomo - są zabezpieczone i terminowo przekazywane przez lokalne władze.
Niemniej Aseosft Ploeszti, wielokrotny mistrz kraju, hegemon można powiedzieć, właśnie ze względu na problem długów został relegowany o klasę niżej.
- I co więcej - już nie istnieje! Asesoft miał problemy, bo przede wszystkim był finansowany prywatnymi środkami. Owszem, miał również wpływy od lokalnych władz, ale zdecydowanie większą część budżetu stanowiły środki prywatne. I gdy okazało się, że są długi, że liga zadecydowała o relegacji, właściciel uznał, że nie zamierza już dłużej finansować klubu. Drużyna została rozwiązana, a na jej miejsce władze miasta Ploeszti - by ratować sytuację jakkolwiek - stworzyły nowy zespół, który zagra w drugiej lidze. Formalnie jednak nie ma nic wspólnego z wielokrotny mistrzem.
Kluby Liga Nationala chcą grać w Europie?
- Chcą. Rywalizacja w Europie jest ważna zarówno dla klubów, jak i dla zawodników. Nie mamy miejsca w Eurolidze, tylko jedno w EuroCup, ale mimo to jest trend, by grać w Europie.
Steaua Bukareszt będzie walczyć w EuroCup, a Energia Rovinari i BC Timisoara w FIBA Europe Cup. To niewiele.
- Trzy zespoły na 12 to niewiele? W Polsce rok temu grały dwa, a drużyn było 16... Teraz to się trochę zmieniło i będą cztery, ale i drużyn - 17. Poza tym jedna ważna rzecz. Tylko trzy kluby rumuńskie grają w Europie, bo tylko tyle Rumunia ma miejsc. Tymczasem chętnych do gry w międzynarodowych pucharach jest więcej, niż miejsc. To jest istota sprawy. Nie pamiętam przypadku z ostatnich lat, w którym klub, który zajął wysokie miejsce w tabeli i mógł rywalizować w Europie, powiedział, że nie chce lub nie może sobie na to pozwolić. Rumunia zawsze chciała do Europy.
W Polsce takie sytuacje są co roku. W ostatnich tylko latach Energa Czarni Słupsk, Trefl Sopot, AZS Koszalin. W ostatnich trzech latach te zespoły kończyły rozgrywki na trzecim miejscu, ale w Europie grać nie chciały. A co z przepisami regulującymi obecność rumuńskich zawodników w rumuńskiej lidze. Jest coś takiego?
- Tak. Jeden krajowy zawodnik na parkiecie. Teraz wprowadzono też nową zasadę - dwóch naszych graczy na parkiecie w Pucharze Rumunii. Zobaczymy jak to będzie funkcjonować.
Co sądzisz o zasadzie dwóch Polaków (formalnie: zawodników miejscowych) na parkiecie? Z tego co pamiętam, kilka tygodni temu udzieliłeś wywiadu dla rumuńskich mediów, w którym skrytykowałeś tę regulację.
- Uważam, że każdy kraj ma prawo chronić swoich graczy. Ale trzeba to robić z umiarem. Gdybym chciał teraz wrócić do Rumunii, to dla mnie ten przepis to świetna wiadomość. Wiadomo, jestem Rumunem, mam minuty, gram. Nie sądzę jednak, że to właściwy sposób na podnoszenie poziomu rozgrywek. Rozumiem, że zawodnicy krajowi potrzebują minut do grania, ale jestem zadania, że na wszystko trzeba sobie zasłużyć, a nie dostać. Jednocześnie jednak uważam, że więcej jest polskich, niż rumuńskich graczy, których można opisać sformułowaniem "high level".
Zboczyliśmy trochę z tematu, ale przy okazji sporo dowiedzieliśmy się dzięki twoim informacjom. Dla mnie zagadką pozostaje fakt, dlaczego nagle tylu obcokrajowców - choć część z nich miała propozycje gry w Polsce, jak Denis Ikovlev, Aleksandar Mladenović, Kyle Shiloh, Will Franklin, Callistus Eziukwu czy Anthony Miles - zdecydowało się wybrać tę ligę. Polska zawsze była trampoliną do innych, lepszych lig, ale w kontekście zwrotu "lepsza liga" mówiło się np. o niemieckiej, włoskiej, belgijskiej. Nigdy nie obserwowaliśmy też takiego exodusu w jednym kierunku.
- Trzeba przyznać, że kilku z tych zawodników po prostu "wróciło do domu". Franklin, Shiloh, Mladenović... A na przykład Miles po prostu został doceniony przez bardzo silny klub.
W zeszłym roku to TBL pozyskiwała graczy z Rumunii. Przyszli wymienieni już Franklin, Shiloh, Mladenović ale też Devon Austin, Żarko Comagić czy Sean Denison. W odwrotnym kierunku poszedł tylko jeden gracz - Danilo Mijatović. Mnie ciekawi jedna rzecz. Dla nas Polaków to była w zeszłym sezonie normalna sprawa: polski kluby pozyskują graczy z lig, które uważane są za nieco słabsze, m.in. właśnie z rumuńskiej. Tymczasem mija rok i kluby z Rumunii nie mają żadnych problemów ze sprowadzeniem tych zawodników ponownie do siebie.
- Nie ma co ukrywać - kwota w kontrakcie też ma znaczenie. Weźmy przykład Anthony'ego Milesa. Jego nowy zespół, Energia Rovinari ma zdecydowanie większy budżet, niż Polpharma Starogard Gdański. Steaua Bukareszt, która pozyskała Denisa Ikovleva również ma większy budżet niż Śląsk Wrocław i ponadto zagra w EuroCup, a wrocławianie w FIBA Europe Cup. Timisoara, która zatrudniła Kyle'a Shiloh, ma bardzo duży budżet, a przecież w ostatnim sezonie była daleko na ósmym miejscu. Generalnie myślę, że to nie są jakieś dużo większe pieniądze, ale jednak większe. A budżety klubów są po prostu stabilne, bo gwarantowane poprzez lokalne władze. O czym już mówiłem.
Kilka lat temu liga rumuńska była traktowana dość egzotycznie jeśli chodzi o koszykówkę.
- To prawda. Ale jednak cały czas dążyła do Europy. Trzy-cztery kluby grające w europejskich pucharach regularnie przez kilka lat sprawiły, że obecnie liga rumuńska jest bardzo solidna i dobrze postrzegana.
Którym sportem w Rumunii jest koszykówka? Bo jak mniemam piłka nożna to numer jeden.
- Oczywiście. Numer dwa jest żeńska piłka ręczna, a potem męska koszykówka. Także - numer trzy.
A dlaczego najlepszy zawodnik Rumunii nie gra w ekstraklasie swojego kraju, tylko w Tauron Basket Lidze?
- Bo choć, puentując na koniec, można powiedzieć, że obie ligi są mniej więcej porównywalne, to jednak Stelmet Zielona Gora jest dużo wyżej w hierarchii od reszty klubów z obu tych lig.