Robert Skibniewski nie miał zbyt dużo okazji, by wystąpić w meczach sparingowych Anwilu Włocławek. Wszystko za sprawą tego, iż trener reprezentacji Polski powołał 32-letniego zawodnika do kadry na EuroBasket 2015. Doświadczony playmaker wrócił więc do Włocławka niespełna dwa tygodnie temu i od tamtego czasu wystąpił w trzech meczach.
- Jestem głodny gry i głodny zwycięstw! - mówi Skibniewski w przededniu (rozmowa została przeprowadzona w czwartek - przyp. M.F.) turnieju Kasztelan Basketball Cup 2015.
Koszykarska impreza popularnie nazywana "Turniejem Kasztelana" to co roku najważniejszy sprawdzian dla zespołu Anwilu Włocławek. Dla kibiców to pierwsza i najczęściej zarazem jedyna okazja, by zobaczyć Rottweilery w akcji jeszcze przed oficjalnymi rozgrywkami Tauron Basket Ligi. Przyjęło się więc, że forma podczas tego turnieju to punkt odniesienia i wyznacznik potencjału ekipy.
- Ja rozumiem takie podejście, ale też chciałbym, aby nasi kibice nie wyciągali zbyt daleko idących wniosków. I mam tutaj na myśli zarówno wnioski pozytywne, jak i negatywne. Po prostu nadal jesteśmy w okresie przygotowawczym i trudno oczekiwać, że wszystko będzie funkcjonowało tak, jak ma funkcjonować w sezonie - mówi 32-latek.
Reprezentantowi Polski z pewnością chodzi przede wszystkim o brak zgrania drużyny. Nie licząc juniorów, tylko piątka zawodników przepracowała cały okres przygotowawczy od pierwszego dnia treningów do chwili obecnej. Inni albo zakładali w międzyczasie koszulki kadr narodowych (Skibniewski, Chamberlain Oguchi czy David Jelinek) albo mieli problemy z przylotem (Fiodor Dmitriew). To wszystko sprawiło, że obecnie każdy z zawodników przepracowuje okres przygotowawczy innym rytmem.
- Zrozumienie i zgranie to w koszykówce dwa kluczowe elementy. Tymczasem dobrze wiemy jak to było we Włocławku w tym roku. Jeden zawodnik przyjechał, ktoś inny - na przykład ja - wyjechał. Taka sytuacja po prostu. W ostatnim czasie dołączył do nas David, wcześniej przyleciał Chamberlain i tak naprawdę cały czas uczymy się siebie nawzajem. Dlatego - choć rozumiem fanów, którzy są podekscytowani, bo przecież ja sam również nie mogę doczekać się weekendowych meczów - to jednak apeluję o spokój i niewyciąganie wniosków. Tak po zwycięstwach, jak i po porażkach - tłumaczy Skibniewski.
W piątek Anwil zmierzy się z BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski. Gdy wygra, zagra w sobotnim finale ze zwycięzcą pary King Wilki Morskie Szczecin - Energa Czarni Słupsk.
- Nie grałem przez pół roku w ostatnim sezonie, więc jestem głodny gry i głodny zwycięstw. Fizycznie czuję się bardzo dobrze, trenowanie z zespołem narodowym przez kilka tygodni zrobiło swoje i liczę, że mimo wszelkich trudności pokażemy się z dobrej strony - kończy rozgrywający.
#dziejesiewsporcie: Pato imponuje formą