II dzień Turnieju we Wrocławiu: WKS Śląsk z trofeum. PGE Turów na podium

Koszykarze Śląska Wrocław pokonując Khimik Youzhny przypieczętowali triumf w Turnieju o Puchar Mieczysława Łopatki. PGE Turów uplasował się zaś na trzeciej pozycji. MVP zmagań został Witalij Kowalenko, a najlepszym strzelcem turnieju Jarvis Williams.

Z minuty na minutę rozkręcali się koszykarze Śląska w starciu z mistrzami Ukrainy. Po niemrawej pierwszej kwarcie w której graczom Uvalina z oporem przychodziło zdobywanie punktów, przyszła zdecydowanie bardziej ofensywna druga. Wrocławianie wyraźnie przyspieszyli grę w ataku. Gdy dynamicznym wsadem popisał się najpierw Maurice Sutton, a następnie równie efektownie piłkę w koszu umieścił Jarvis Williams, to z 12-punktowej przewagi Ukraińców pozostały tylko cztery „oczka”. Dwa trafienia zza łuku dodali bracia Kulonowie, dzięki czemu tuż przed końcem pierwszej połowy Śląsk zdołał nawet wyrównać, ale ostatecznie schodził do szatni tracąc do rywali zaledwie punkt.

Trzecia kwarta była iście koszykarskim koncertem Witalija Kowalenki. Ukrainiec z polskim obywatelstwem zdobył w tej części spotkania 11 punktów, trafiając trzykrotnie z dystansu. 31-latek wkładał ogromną energię nie tylko w atak – był ambitny w walce o zbiórki, których zanotował łącznie osiem, a w jednej z akcji udało mu się także zablokować rywala. Po meczu zasłużenie zgarnął statuetkę dla najbardziej wartościowego gracza turnieju.

Obok Kowalenki na parkiecie wyróżniali się także Jarvis Williams i Brandon Heath.

Pierwszy z nich latał nad głowami rywali i bardzo często był autorem akcji „2+1”. Amerykanin zdobył 15 punktów dzięki czemu zyskał miano najlepszego strzelca turnieju, zapisując na swoim koncie przez cały weekend łącznie 37 ”oczek”. Heath, który do Wrocławia przyjechał w słabej formie fizycznej, dziś zaskakiwał. Świetnie napędzał akcje Śląska, dużo widział i czterokrotnie popisał się asystami. Doświadczony rozgrywający trafił nawet z połowy boiska, a swoje dziesięć punktów zdobył na 80-procentowej skuteczności.

Taka gra pozwoliła Śląskowi prowadzić różnicą 13 punktów na trzy minuty przed końcem spotkania. Wówczas do kontrataku przeszli Ukraińcy, którzy zdobyli kolejne 12 ”oczek” z rzędu, doprowadzając tym samym do nerwowej końcówki. W niej bohaterem mógł być Branden Frazier, który co prawda najpierw skutecznie spenetrował w strefę podkoszową, ale dwie kolejne akcje (w tym tą na sekundę przed końcem) zakończyły się w jego wykonaniu niepowodzeniem. Zwycięstwo Śląska stało się wówczas faktem.

WKS Śląsk Wrocław - Khimik Youzhny 74:72 (10:19, 24:16, 26:19, 12:18)

WKS Śląsk: Kowalenko 16, Williams 15, Madden 14, Heath 10, Jankowski 8, N. Kulon 4, M. Kulon 3, Stawiak 2, Sutton 2

Khimik: Frazier 21(2), Shaw 20, Koniev 12(2), Petrov 10, Riabchuk 3(1), Sydorov 3, Antypov 2, Goncharov 1, Prokopenko

***

Wygrana nad wicemistrzami Czech nie przyszła graczom trenera Piotra Ignatowicza tak łatwo, jak dzień wcześniej Śląskowi Wrocław. Rywalizacja o trzecie miejsce na podium Turnieju o Puchar Mieczysława Łopatki trwała niemalże do ostatnich minut starcia.

Zgorzelczanie dopiero po celnym rzucie Camerona Tatuma z dystansu pod koniec trzeciej kwarty osiągnęli 7-puntowe prowadzenie. Indywidualny wkład w wypracowanie minimalnej przewagi miał Jakub Karolak, który w tej części spotkania zaaplikował rywalom osiem "oczek". Istotne było także twardsze zastawianie bronionej tablicy. W ciągu pierwszych dwudziestu minut gry rywale z Czech zanotowali bowiem aż 15 zbiórek w ataku, które w przeciągu całego meczu zamienili na 12 punktów drugiej szansy. W kolejnych dwóch kwartach takich zbiórek goście z Decina mieli jednak łącznie już tylko cztery.

W przeciwieństwie do starcia z Khimkami Youzhny tym razem aktualnym wicemistrzom Polski nie zabrakło koncentracji i skuteczności w decydującym momencie starcia. Gdy celnym rzutem z dystansu skarcił zgorzelczan Lubos Stria, a w kolejnej akcji skuteczny manewr pod koszem wykonał Robert Landa, wydawało się jednak, że możliwa jest powtórka feralnego scenariusza. Nic bardziej mylnego. Najpierw ważny rzut zza linii 6,75 m trafił z zimną krwią Dillon, a chwilę później ostateczny wynik efektownym wsadem ustalił Damontre Harris.

To jednak Mateusz Kostrzewski był najbardziej wyróżniającym się graczem w zespole z przygranicznego miasta. 26-letni niski skrzydłowy bardzo odważnie penetrował w strefę podkoszową i w kluczowych momentach prowadził zaciętą wymianę strzelecką z Jakubem Houską. Mierzący 200 cm wzrostu reprezentant Turowa zdobył łącznie 20 punktów, grając na 64-procentowej skuteczności.

Bolączką trenera Piotra Ignatowicza była jednak mocno zawężona rotacja. Nie dość, że w meczu udziału nie wzięli Filip Dylewicz i Tomasz Prostak, to na domiar złego już w trzeciej kwarcie po cztery przewinienia na koncie mieli na swoich kontach podkoszowi - Damontre Harris i Piotr Niedźwiedzki. Szansę gry otrzymał więc 19-letni Michał Marek, który podczas 13 minut spędzonych na parkiecie zdołał zapisać na swoim koncie 5 punktów i 3 zbiórki. 

Oba zespoły nie grzeszyły w tym meczu celnością z dystansu. Turów miał w tym elemencie koszykarskiego rzemiosła 23-procentową skuteczność, a BK Decin 20-procentową. Polski i czeski zespół rozdali także w sumie tylko 12 asyst.

PGE Turów Zgorzelec - BK Decin 82:78 (22:19, 15:18, 26:19, 19:22)

PGE Turów: Kostrzewski 20, Dillon 18, Karolak 12, Tatum 7, Harris 7, Novak 6, Niedźwiedzki 6, Marek 5, Gospodarek 1.

BK Decin: Houska 23, Jelinek 15, Gavenda 12, Bosak 8, Vyoral 6, Siska 6, Landa 4, Stria 4, Musel 0, Kroutil 0.

Komentarze (2)
avatar
marzami
28.09.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
W tym sezonie będę również trzymała kciuki za trenera Uvalina:)
Nie tylko za to, że pokochał Zieloną Górę .... 
avatar
wąż
28.09.2015
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
i tak w tym seoznie bedzie turow cienki jak sik pająka :D