Ekipa ze Śląska rozegrała bardzo dobre zawody na tle szarpanej gry wrocławian, wśród których niemal wszystko tego dnia zależało od Norberta Kulona. Ten szarpał jak mógł, ale to właśnie w momencie, w których usiadł na ławce rezerwowych, GKS zbudował swoją przewagę.
Po wyrównanej pierwszej kwarcie, w drugiej kontrolę na parkiecie przejęli gospodarze. Przewaga tyszan rosła z minuty na minutę, a największa w tym zasługa celnych rzutów zza linii 6,75. Trafiali Piotr Hałas, Karol Szpyrka czy Tomasz Bzdyra i nawet kontuzja tego ostatniego nie była w stanie zatrzymać rozpędzonych zawodników GKS.
Po przerwie nie dało się wyczuć rozprężenia w tyskim obozie. Nadal za trzy punkty trafiał Hałas, a do gry wrócił Bzdyra. Tyszanie na trzypunktowe rzuty mogli liczyć w każdym trudnym dla siebie momencie. Gdy przyjezdni zdobyli 7 punktów z rzędu zmniejszając w końcówce trzeciej kwarty straty do wyniku 59:48, zza łuku trafili Marceli Dziemba i Wojciech Barycz. Wydaje się, że to właśnie te dwa rzuty ostatecznie "zabiły" mecz i podcięły skrzydła przyjezdnym.
W ostatniej części podopiecznym Tomasza Jagiełki nic już nie mogło się stać, a trzecia kolejna wygrana stałą się faktem.
21 punktów - w tym cztery "trójki" - zapisał na swoim koncie Hałas. Łącznie koszykarze GKS wykorzystali 11 rzutów zza łuku. - Szkoda słabszego początku sezonu i przede wszystkim porażki w Poznaniu. Pierwsza wygrana dała nam impuls i widać, że złapaliśmy dobry rytm - mówił po meczu Dziemba.
GKS Tychy - WKS Śląsk Wrocław 90:70 (22:22, 23:14, 22:16, 23:18)
GKS: Hałas 21, Bzdyra 15, Deja 13, Markowicz 10, Barycz 7, Basiński 7, Piechowicz 6, Szpyrka 6, Dziemba 5, Fenrych 0, Olczak 0.
Śląsk: Hajnsz 14, Norbert Kulon 13, Maksym Kulon 11, Czyżnielewski 10, Musiał 8, Wysocki 5, Janicki 4, Krakowczyk 2, Sanny 2, Gworek 1, Jakubiak 0, Pruefer 0.
[multitable table=670 timetable=493]Tabela/terminarz[/multitable]