- To był bardzo słaby mecz w naszym wykonaniu, czego się nie spodziewałem. Trudno mi ocenić, dlaczego tak się stało. Jestem zły i zawiedziony postawą moich graczy. Nie podjęliśmy walki. Błędy błędami, bo była ich masa, ale przy naszych umiejętnościach, bez podjęcia walki, nie będziemy wygrywać - nie owijał w bawełnę szkoleniowiec Noteci, Łukasz Żytko.
Trudno mu się dziwić. Jego gracze wyglądali w tym spotkaniu bardzo ospale. Zwłaszcza w pierwszej połowie, kiedy Noteć stanowiła wręcz tło dla gospodarzy. Nieco lepiej inowrocławianie zagrali w trzeciej kwarcie, a nawet dużo lepiej, bo w pewnym momencie udało im się zniwelować stratę do zaledwie 6 punktów. To jednak tylko podrażniło Astorię, która od tego momentu ponownie włączyła wyższy bieg. Ostatnia kwarta znów wyglądała przez to bardzo jednostronnie. Widać, że w zespole potrzebna jest pewna zmiana. Jaki pomysł ma na to sam trener?
- Trzeba zmienić przede wszystkim podejście do meczów. Może jest potrzebny jakiś wstrząs? Ja też pewnych sytuacji nie rozumiem. Kiedy przydarza nam się brak koncentracji, brak walki. To jest niedopuszczalne! Takich sytuacji być nie może, a jeśli będą się one powtarzały, to po prostu muszą nastąpić zmiany w zespole. Albo wśród zawodników, albo na stanowisku trenera, bo nie może być tak, że coś ustalamy i na treningach to dobrze wygląda, a w meczach tego nie ma. Też mnie pewne sytuacje dziwią i irytują, bo nie wiem, dlaczego niektórzy zawodnicy rozwiązują tak sytuacje, a nie inaczej, albo dlaczego mają takie podejście. Próbowaliśmy różnych ustawień, ale nikt nie był dziś dobrze dysponowany. Nie ma zawodnika, którego można dziś wyróżnić i to jest największy problem - zakończył wyraźnie rozgoryczony Żytko.
Mimo wszystko warto odnotować jeden dobry występ w zespole Noteci. Z niezłej strony pokazał się bowiem Hubert Wierzbicki. I choć dla beniaminka był to najgorszy mecz w tym sezonie, dla samego zawodnika był najlepszy. Zdobył w spotkaniu 11 punktów i miał 9 zbiórek, a więc otarł się o double-double. Naprawdę przyjemnie oglądało się jego podkoszowe pojedynki z byłym klubowym kolegą, obecnie graczem Astorii, Mikołajem Grodem.
A już w sobotę dla Noteci prawdziwa próba. Zmierzy się ona bowiem na własnym parkiecie z innym beniaminkiem, drużyną Zetkamy Doral Nysa Kłodzko. To na pewno rywal w zasięgu inowrocławian, lecz jednocześnie sprawca - jak dotąd - największej niespodzianki w obecnych rozgrywkach. W środę, kiedy Noteć rozegrała najsłabszy mecz w sezonie, kłodzczanie znajdowali się na przeciwnym biegunie. Zawodnicy Marcina Radomskiego wznieśli się na wyżyny swych możliwości i pokonali doświadczony zespół Sokoła Łańcut. W sobotę będzie zatem dobra okazja ku temu, aby przekonać się, jak na słowa swojego trenera zareagują inowrocławscy gracze.