Bardzo dobry strzelec, który pomimo niskiego wzrostu, z powodzeniem może występować na pozycji skrzydłowego i notować wiele zbiórek. Pod jednym warunkiem - pracodawcę musi znaleźć nie w Stanach Zjednoczonych, ale w którymś z klubów europejskich. Taką łatkę podczas ostatniego roku studiów na Uniwersytecie Fresno State przypięli Quintonowi Hosley’owi lokalni dziennikarze. Choć często bywa tak, że koszykarz przełamuje stereotypy i prognozy, udowadniając wszystkim wokół, że pomylili się co do jego osoby, w przypadku mierzącego 198 cm zawodnika takie coś nie miało miejsca.
Kariera Hosley’a pełna jest wzlotów i upadków. Poważną przygodę z koszykówką zaczął w Lamar Community College, będąc najlepszym zawodnikiem drużyny. W ostatnim roku notował ponad 20 punktów, 10 zbiórek, 4,6 asysty oraz 2,1 przechwytu, stając się przedmiotem zainteresowania wielu zespołów uczelnianych. Sportowe stypendium oferowały mu uniwersytety Providence, Kansas State, Portland State, Oklahoma czy Saint John’s. Ostatecznie 21-latek wybrał Fresno State, w którym z miejsca stał się jednym z najlepszych koszykarzy. W pierwszym sezonie przebojem wdarł się do pierwszej piątki, kończąc rozgrywki z wynikiem 18,6 punktu oraz 9,2 zbiórki na mecz. Niestety, w drugim roku pobytu we Fresno forma Hosley’a pozostawiała wiele do życzenia. Jego średnie spadły do 13,9 punktu i 8,9 zbiórki, co jednoznacznie przekreśliło jego szanse w potencjalnym wyborze w drafcie do NBA. Młody zawodnik stwierdził więc, że rezygnuje z występów na parkietach ligi uczelnianej i przenosi się za ocean. Ostatecznie wylądował w małym klubie z ligi tureckiej - Pinarze Karsiyaka.
Hosley nie wspomina pobytu w Turcji ciepło. Jego głównym celem było pokazanie się z jak najlepszej strony i zainteresowanie swoją osobą czołowe kluby tureckie i europejskie. Jak się okazało, sezon 2007/2008 był prawdziwą eksplozją umiejętności Amerykanina, który pokazał, że pomimo niecałych dwóch metrów wzrostu oraz budowy typowego niskiego skrzydłowego, można skutecznie grać pod koszem. Zakończył sezon ze średnią 11,7 zbiórki na mecz, co dało mu pierwszą lokatę w klasyfikacji najlepiej zbierających. 22,9 punktu rzucanych w każdym spotkaniu dało mu zaś pozycję wicelidera najlepiej punktujących graczy. Z takim wpisem w koszykarskim CV, Hosley nie czekał długo na oferty. Wybrał tę, o której kilka miesięcy wcześniej nie miał prawa nawet marzyć - z Realu Madryt.
Obecnie zawodnik występuje w pierwszej piątce "Królewskich", lecz trener Joan Plaza ustawia go bardziej na pozycji adekwatnej do wzrostu - niskiego skrzydłowego. Średnie 7 punktów i 3,4 zbiórki w ACB nie są co prawda odzwierciedleniem prawdziwych umiejętności Amerykanina, lecz Hosley akceptuje tę sytuację, zdając sobie sprawę, że w jego karierze zaszła spora zmiana. Z anonimowego gracza małego zespołu ligi tureckiej, przekształcił się w solidnego koszykarza, czołowego klubu najlepszej ligi w Europie.
PRZEDSTAWIENIE:
1. Nazywam się… Quinton Hosley. Niestety nie wiem dlaczego moi rodzice wybrali dla mnie to imię. Nie ukrywam, że jest rzadko spotykane, choć typowe dla miejsca, gdzie się urodziłem. Ogólnie podoba mi się. Co zaś się tyczy mojego nazwiska - tak nazywa się moja mama.
2. Urodziłem się… w jednej z dzielnic Nowego Jorku, Harlemie. Choć cieszy się raczej złą sławą, to jest mój prawdziwy dom. Tam znajduje się najsłynniejsze boisko streetballowe na świecie - Rucker Park, gdzie spędzałem bardzo dużo czasu.
3. Kiedy byłem dzieckiem zawsze… szczerze powiedziawszy, nie wiem co odpowiedzieć. Zawsze marzyłem by być koszykarzem…
4. Teraz, kiedy jestem starszy… nie mam już problemów z nawiązywaniem nowych znajomości, tak jak to było przed kilkoma latami. Myślę, że jestem zabawnym człowiekiem, który lubi humor i śmiech.
5. Kiedy byłem dzieckiem moim koszykarskim idolem był… nie był, ale była - moja mama, Hazel. To ona uczyła i chyba nauczyła, jak grać w koszykówkę. Przekazała mi podstawy, które później bardzo się przydały. Ponadto, zawsze lubiłem grę Kevina Garnetta.
POCZĄTKI:
1. W koszykówkę zacząłem grać… kiedy miałem około siedem lat. Pamiętam, że bardzo lubiłem zabawy z piłką, bo wówczas to przede wszystkim była zabawa. Później stopniowo wszystko przeradzało się w coraz bardziej zorganizowaną koszykówkę.
2. Wybrałem koszykówkę, ponieważ… wszystkie dzieciaki w moim sąsiedztwie grały w koszykówkę na zainstalowanych przez ojców koszach na podjazdach i garażach. Ponadto sprawiało mi to wielką frajdę. Uwielbiałem uganiać się za piłką, zaś później pod swoje skrzydła wzięła mnie moja mama.
3. Trenerem, który wpłynął na mnie w największym stopniu był… trener Ray, z którym miałem do czynienia na uczelni Fresno State. Wpłynął nie tylko na moje sportowe ukształtowanie, lecz również na mój charakter i to, jakim jestem dzisiaj człowiekiem. Słowem, jest jedną z ważniejszych osób w moim życiu.
4. Kiedy byłem młodszy nigdy nie chciałem przerwać przygody z koszykówką, bo… odkąd tylko potrafiłem biegać za piłką, nie przewracając się, był to nieodłączny element mojego życia. Wspomnę to po raz kolejny, ale duża w tym zasługa mojej mamy.
5. Będąc młodym graczem zawsze marzyłem, że pewnego dnia będę grał w… w pierwszej dywizji NCAA. Moje marzenia ziściły się wraz z dostaniem się do uczelni Fresno State w roku 2005. Niemalże od razu wywalczyłem sobie miejsce w podstawowym składzie drużyny uniwersyteckiej. Pamiętam, że było to dla mnie ogromne przeżycie. Co więcej, wszystkiego dokonałem dzięki ciężkiej pracy, co tylko potęgowało i potęguje moją dumę.
DOŚWIADCZENIE:
1. Najlepszy mecz mojej kariery miał miejsce… ciężko jest wybrać jedno spotkanie z przebiegu całej kariery, mimo że ona tak naprawdę rozpoczęła się dość niedawno. Gdybym miał jednak koniecznie podać tylko jeden mecz, byłoby to podczas mojego pierwszego sezonu w Europie. Reprezentowałem wówczas barwy małego klubu, Pinaru Karsiyaka. Graliśmy przeciwko potentatowi ligi tureckiej, Fenerbahce Stambuł. Pojedynek ten zakończyłem z dorobkiem 43 oczek oraz 19 zbiórek, a mój zespół sprawił dużą niespodziankę pokonując potentata 84:77.
2. Najgorszy mecz mojego życia miał miejsce… podczas mojego debiutu w drużynie szkoły średniej. Wypadłem bardzo, bardzo słabo. Spudłowałem wiele rzutów, a mój zespół przegrał. Na szczęście, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. To była dla mnie spora nauczka, która tylko zwiększyła moja motywację do dalszej i jeszcze cięższej pracy.
3. Największy sukces mojego życia to… transfer z malutkiego, nieznanego szerszej publiczności klubu ligi tureckiej, Pinaru Karsiyaka, do wielkiego Realu Madryt.
4. Największa porażka mojego życia to… ciężko stwierdzić, ale chyba muszę wskazać mój ostatni mecz w barwach szkolnej drużyny. Gdyby udało nam się zwyciężyć, awansowalibyśmy do fazy Final Four. Niestety przegraliśmy i jako zespół nie odnieśliśmy żadnego sukcesu.
5. Najlepszy klub, w którym miałem okazję grać to… oczywiście Real Madryt. Niestety dopiero niedawno zacząłem swoją karierę w Europie, występując w barwach zaledwie dwóch klubów. Natomiast to, w jaki sposób zorganizowany jest wielki klub europejski to jest po prostu coś niesamowitego. Tutaj są ludzie, którzy myślą za nas, za koszykarzy, dosłownie o wszystkim. Dbają o każdy szczegół, są pomocni i bardzo ułatwiają aklimatyzację w nowym miejscu.
PRZYSZŁOŚĆ:
1. Obecnie mam… dopiero 24 lata i w koszykówkę zamierzam grać przez tak długo, jak długo będzie mi to sprawiało radość. Oczywiście w grę wchodzą również inne czynniki - muszę być fizycznie zdolny do gry.
2. Po zakończeniu kariery koszykarskiej zamierzam… otworzyć swój własny biznes. Póki co jednak nie zdradzę żadnych szczegółów, bo jeszcze się nie zastanawiałem nad tym pod względem detali. Nie wiem nawet co to będzie za branża. Na pewno coś, co będzie się opłacało i co da mi sporo radości i satysfakcji. Chyba raczej nic związanego z basketem.
3. Mamy rok 2018. Widzę siebie… obok gromadki dzieci oraz kochającej żony. Mam zamiar być szczęśliwym człowiekiem, przykładnym, godnym naśladowania ojcem i dobrym mężem.
4. Marzę, że pewnego dnia… w sumie tutaj mogę odpowiedzieć to samo co w pytaniu powyżej. Rodzina to najważniejszy element życia.
5. Mając 60 lat będę żałował jedynie, że… no w tym miejscu to na pewno nie udzielę odpowiedzi. Nie mogę bowiem mówić za 60-letniego siebie, bo nie mam, póki co, 60 lat (śmiech). Dlatego odpowiem tak - kontakt do mnie masz, za 36 lat napisz do mnie maila z tym pytaniem, wówczas odpowiem ci, czy jestem szczęśliwym człowiekiem, który nie żałuje niczego, czy targają mną jakieś wątpliwości.
W następnym odcinku: Henry Domercant - Montepaschi Siena