[b]
WP SportoweFakty: Zacznijmy od meczu z Treflem Sopot, który wygraliście w bardzo szczęśliwy sposób. Fart był po waszej stronie?[/b]
Kamil Chanas: Myślę, że coś w tym jest. W pomeczowym wywiadzie dla telewizji powiedziałem, że musimy podziękować niebiosom, że tak to się właśnie skończyło. Początek mieliśmy dobry, ale potem zanotowaliśmy przestój. Gramy falami. Trzeba to poprawić i to jak najszybciej, jeśli chcemy grać na wyższym poziomie.
Zlekceważyliście Trefla Sopot, który do tej pory nie miał żadnej wygranej na koncie?
- Nie wydaje mi się. Trefl to dobry zespół, który na pewno sprawi niejedną niespodziankę. Zresztą warto zobaczyć, jaka jest liga w tym sezonie.
Jedna wielka niewiadoma?
- Dokładnie. Każdy może ograć każdego. Nic mnie w tej lidze nie zaskoczy. Tak to sobie tłumaczę, że to może karma za Siarkę? Wówczas przegraliśmy jednym punktem, a teraz to my wygrywamy jednym oczkiem. Tak często w życiu bywa. Równowaga musi być.
Jak nowy zespół Śląska Wrocław ci się podoba?
- Cały czas się docieramy. Każdy szuka miejsca dla siebie. Uważam, że mamy taki zespół, w którym jest wielu zawodników, którzy potrafią wziąć ciężar zdobywania punktów na siebie. W danym meczu kto inny ciągnie nasz zespół do wygranej.
Potencjał jest spory?
- Uważam, że tak, ale potrzebujemy czasu na to, aby się dotrzeć. Cieszymy się z tego, że mamy już dwa zwycięstwa na swoim koncie. Kto za dwa tygodnie będzie pamiętał o tym, w jaki sposób pokonaliśmy Trefla? Nikt i tego się trzymajmy (śmiech).
Chociaż sam model budowy drużyny, w którym jest aż pięciu Amerykanów, jest dość niecodzienny.
- Zobaczymy, co ten model przyniesie. Na razie nie ma co tego przedwcześnie oceniać. Po sezonie będzie można usiąść i porozmawiać. Uwierz mi, że mamy naprawdę interesujący zestaw ludzi. Amerykanie są żądni wiedzy, ciężko pracują na treningach. Nie są zaszufladkowani tylko na siebie. Atmosfera jest naprawdę w porządku.
Jest podział na dwie grupy w Śląsku?
- W żadnym wypadku. Jesteśmy jednym zespołem. Wiem, że wszyscy mówią o tym, że jest duża liczba Amerykanów, ale oni są naprawdę w porządku. Pytają nas o wiele kwestii. Są ciekawi polskich zwyczajów, kultury. Nie ma u nas żadnych podziałów.
[nextpage]Nie boisz się rywalizacji z tym zestawem ludzi w europejskich pucharach?
- To zupełnie inna bajka. Gra się nieco inaczej. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość.
Ty już w pucharach grałeś. Niewielu zawodników z obecnego składu może to samo powiedzieć.
- Wiesz jaki jest paradoks? Czasami w tych rozgrywkach gra się łatwiej niż w TBL, bo nikt tak naprawdę cię nie zna. Tutaj wszyscy znamy się na wylot. Tam nie wiesz, kto jak się prezentuje.
Czyli wszyscy w Polsce wiedzą, co zrobi Kamil Chanas?
- Myślę, że tak. Mówią od kilku lat, że mam tylko jedną rękę. Wszyscy mnie pchają na lewą stronę, a ja i tak idę w prawo. To jest kwestia czytania gry, doświadczenia.
Rola w zespole jest dla ciebie satysfakcjonująca?
- Zdecydowanie. Pod względem minut wygląda to całkiem nieźle, ale mam jeszcze spore rezerwy. Odpalę nieco później.
Przejdźmy do muzyki. Jaka jest obecnie najpopularniejsza nuta w Polsce?
- Wiem, o co chcesz zapytać. Po awansie Polaków na mistrzostwa Europy mówi się tylko o Zenku Martyniuku. Bardzo go lubię, ale nie ukrywam, że wolę jego inny przebój "Los przekorny", który zaśpiewał u Kuby Wojewódzkiego w programie.
Kamil Grosicki jest piłkarskim ambasadorem disco-polo. Kamil Chanas koszykarskim?
- Myślę, że szybko bym się dogadał z "Grosikiem" w tej kwestii (śmiech).
Z szatni po waszych meczach docierają bardziej amerykańskie rytmy. Gdzie się podziało disco-polo?
- Mamy dużo Amerykanów i trzeba być tolerancyjnym (śmiech). Oni słuchają swojej muzyki, my swojej, ale staramy się ich przekonać.
Rozmawiał Karol Wasiek