AZS Koszalin nie oszczędza swoich kibiców. W kolejnym spotkaniu Akademicy doprowadzili do nerwowej końcówki, którą przechylili na swoja szale. Gospodarze mogli jej uniknąć, gdyby grali z taką samą intensywnością, jak w pierwszej połowie, którą wygrali dziewięcioma punktami.
- Zaczęliśmy mecz dość solidnie. Była dobra intensywność, energia. Zawodnicy realizowali założenia taktyczne. Aczkolwiek były lekkie problemy z koncentracją, co skutkowało to tym, że spudłowaliśmy aż osiem rzutów spod samego kosza. Takiego rzeczy nie mogą się zdarzać na takim poziomie - przyznaje David Dedek, opiekun Akademików.
Sytuacja diametralnie zmieniła się w drugiej połowie. Goście przyspieszyli, zaczęli trafiać z otwartych pozycji. Po rzutach wolnych Curtisa Millage'a "Stalówka" prowadziła jednym punktem.
- Mieliśmy w sumie mecz pod kontrolą, a tu nagle utrata koncentracji i rywal zaczął nas gonić. Przestaliśmy biegać, spadło tempo. Pozwoliliśmy gościom na otwarte "trójki" - komentuje Słoweniec, który ma sporo uwag do swoich graczy za to spotkanie.
- Znów daliśmy zebrać sporo piłek rywalom na atakowanej tablicy. Co prawda goście mieli kiepską skuteczność, ale nie możemy na takie coś pozwalać. To już w czwartym meczu takie coś nam się powtarza - narzeka Dedek.
Dla AZS-u było to kolejne spotkanie, które rozstrzygało się po nerwowej końcówce. Tym razem Akademikom udało się przechylić szalę na swoją korzyść.
- Pozytywem jest jednak to, że udało się wygrać kolejny mecz po nerwowej końcówce. Takie zwycięstwa budują charakter zespołu - zaznacza David Dedek.