Byki prowadziły 94:93 po trafieniu pierwszoroczniaka Derricka Rose’a. Wówczas sprawy w swoje ręce wziął Mike Bibby, który najpierw oszukał mierzącego 211cm Joakima Noah a chwilę później celnie przymierzył za trzy punkty. Seria 7:0 pozwoliła odskoczyć na 100:94 i dowieść cenne zwycięstwo do szczęśliwego końca. - On jest jednym z tych zawodników, którzy jeśli się rozkręcą na dobre, to są niezwykle trudni do zatrzymania. W kluczowych sytuacjach kiedy potrzebowaliśmy punktów, trafiał raz za razem - chwalił Bibby’ego Josh Smith, skrzydłowy Atlanty, autor 17 punktów i 14 zbiórek. Co ciekawe, to gospodarze wygrali walkę na zbiórkach (48:34), zdobyli więcej punktów z kontrataków (19:14) oraz z tzw. trumny (40:36) i prezentowali wyższą skuteczność w rzutach z gry (48,2 proc - 43,5 proc). Mimo tego to podopieczni Mike’a Woodsona zwyciężyli trzeci mecz z Bykami w obecnych rozgrywkach.
Bardzo dobrze spisująca się w 2009 roku Minnesota Timberwolves zawitała do Energy Solutions Arena. Jazzmani nie okazali się zbyt hojni i od samego początku narzucili rywalom swój styl gry. Nieznaczne prowadzenie utrzymywało się przez całe spotkanie, jednak Leśne Wilki dzielnie próbowały zagrozić wyżej notowanemu rywalowi. Po dobrej grze Ala Jeffersona i Randy’ego Foye’a przewaga gospodarzy zmalała tylko do jednego punktu 97:96. Wtedy dał o sobie znać Mehmet Okur, który po raz kolejny potwierdził wysoką dyspozycję w obecnym sezonie. Turecki skrzydłowy dwukrotnie celnie przymierzył zza linii 7,24m a po chwili dołożył jeszcze celny rzut wolny. Dzięki temu podopieczni Jerry’ego Sloana spokojnie dowieźli prowadzenie do końca meczu. - Nie umiałem się wstrzelić w pierwszej połowie, lecz później postanowiłem coś zmienić w swojej grze. Wiedziałem, że zapowiada się długi pojedynek, więc cały czas byłem skupiony i głodny gry. W końcówce Deron wykonał dobrą robotę i znalazł mnie na czystych pozycjach - relacjonował Okur. Było to 7 kolejne zwycięstwo koszykarzy z Salt Lake City przed własną publicznością
Po 5 meczach w ostatnich 7 dniach liderom San Antonio Spurs należał się odpoczynek. Tim Duncan i Tony Parker zrobili swoje w pierwszych trzech kwartach i ostatnie 12 minut oglądali z perspektywy ławki rezerwowych. Ten pierwszy zapisał na swoim koncie 27 punktów i 10 zbiórek, z kolei francuski rozgrywający dorzucił 13 punktów i 7 asyst. Ostrogi już w pierwszej połowie prowadziły różnicą 13 "oczek" a na początku trzeciej kwarty przewaga przekroczyła nawet 20 punktów. Goście z Indiany dodatkowo ułatwiali rywalowi sprawę, prezentując mizerną skuteczność w rzutach z gry. Zaledwie 81 punktów w wykonaniu podopiecznych Jima O’Briena to drugi najgorszy wynik w tym sezonie. Tymczasem gospodarze z bilansem 28-13 zakończyli pierwszą część sezonu na szczycie Southwest Division, która uznawana jest za najsilniejszą w całej NBA. - Na początku rozgrywek nie prezentowaliśmy się zbyt dobrze a mimo tego możemy pochwalić się całkiem niezłym bilansem. Możemy grać jeszcze lepiej i będziemy dążyć do tego - powiedział Roger Mason, rzucający Spurs.
Chicago Bulls - Atlanta Hawks 102:105
(B. Gordon 21, A. Nocioni 15, D. Rose 13 - M. Bibby 31, Z. Pachulia 18, J. Smith 17 (14 zb))
San Antonio Spurs - Indiana Pacers 99:81
(T. Duncan 27 (10 zb), M. Ginobili 26, T. Parker 13 - D. Granger 17, M. Dunleavy 15, T.J. Ford 10)
Denver Nuggets - Sacramento Kings 118:99
(L. Kleiza 27, C. Billups 22, J.R. Smith 19 - K. Martin 25, J. Thompson 18 (11 zb), B. Jackson 15)
Utah Jazz - Minnesota Timberwolves 112:107
(P. Millsap 28 (15 zb), M. Okur 22, D. Williams 17 (11 as) - A. Jefferson 25, R. Foye 19, R. Gomes 19)