Sezon w Zgorzelcu inny niż wszystkie

Sześć przegranych w tym sezonie spotkań. Do tego problemy finansowe, z którymi borykają się koszykarscy wicemistrzowie Polski. Atmosfera wokół PGE Turowa, który prawdopodobnie opuści Cameron Tatum, nie jest dobra.

Grzegorz Bereziuk
Grzegorz Bereziuk

W ostatnich latach PGE Turów regularnie znajdował drogę do finałów play-off Tauron Basket Ligi. Zespół wywalczył m.in. tytuł mistrzowski, zdobył Superpuchar Polski, a także zadebiutował w elitarnej Eurolidze. Klub doczekał się także nowej hali. Oprócz sukcesów sportowych był także stabilny jeśli chodzi o finanse. Ostatnie sukcesy z naciskiem na nowy dom oraz grę w koszykarskiej lidze mistrzów spowodowały duże wydatki, które w pewnym momencie przerosły możliwości instytucji z przygranicznego miasta. - Klub w tym sezonie stanął przed zadaniem spłaty powstałych zaległości finansowych - powiedział Jan Michalski, który powrócił na stanowisko prezesa klubu. Zastąpił odwołanego przez Radę Nadzorczą Waldemara Łuczaka.

O kłopotach z pieniędzmi w PGE Turowie mówiło się już w poprzednim sezonie. Mimo tego drużyna z powodzeniem dograła sezon do końca i wywalczyła srebrny medal. Po zakończeniu rozgrywek niemal wszyscy koszykarze opuścili jednak Zgorzelec. - Problemy wymusiły konieczność zbudowania zupełnie nowej drużyny, z dłuższą perspektywą na odnoszenie sukcesów - wyjaśnia nowy-stary sternik klubu ze Zgorzelca. W porównaniu do poprzedniego sezonu z kluczowych zawodników w zespole pozostał tylko Filip Dylewicz. Z pozostałych Jakub Karolak był wcześniej zadaniowcem, Mateusz Kostrzewski stracił sezon z powodu kontuzji, a Michał Gospodarek jest przyklejony do ławki rezerwowych. Nowe nabytki to natomiast młodzi i niedoświadczeni gracze z zagranicy. O tym, że zostali rzuceni na głęboką wodę mówią liczby.

- Przy odrobinie szczęścia moglibyśmy mieć teraz całkowicie inny bilans. Potrzebujemy czasu, żeby ten zespół zaczął funkcjonować. Są momenty dobre, niestety przeplatane słabymi. Pomysł jest, ale trzeba więcej czasu i być może cierpliwości - przyznaje Piotr Ignatowicz, trener PGE Turowa. Zarówno on, jak i zawodnicy boleśnie przekonują się, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ. Sześć przegranych w dziewięciu oficjalnych meczach (łącznie w TBL oraz europejskim pucharze FIBA) znalazło swoje odbicie. Coraz niższa frekwencja w PGE Turów Arenie, a także wiele negatywnych komentarzy kibiców, którzy po ostatnich sukcesach klubu nie są przyzwyczajeni do braku sukcesów. Zagęszczająca się atmosfera z pewnością nie służy budowaniu atmosfery. Póki co nic nie wskazuje na to, że w bieżącym sezonie miałaby się ona poprawić. Prezes klubu jest jednak dobrej myśli. - Dzisiaj być może robimy krok do tyłu. Wierzę, że pozwoli nam to przygotować się do kolejnych sezonów i tym samym pójść do przodu. Drużyna musi mieć w zarządzie wsparcie i ja to wsparcie deklaruję. Ale oczekuję też dowodu, że wspieramy się wzajemnie. Wtedy możemy budować przed sobą najwyższe cele. Z każdym dniem wspólnie będziemy analizowali możliwość poprawienia funkcjonowania drużyny. Jestem optymistą. Chciałbym, by mogła ona liczyć na wsparcie swoich kibiców, szczególnie w tych trudniejszych momentach. Prawdziwy kibic jest przecież ze swoim zespołem na dobre i złe. Jestem przekonany, że PGE Turów pokaże, że zasługuje przychylność kibiców i dostarczy nam wielu pozytywnych emocji - zakończył Jan Michalski.

Dodajmy, że po ostatnim niepowodzeniu w FIBA Europe Cup od drużyny został odsunięty Cameron Tatum. Kontrakt z Amerykaninem prawdopodobnie zostanie rozwiązany. Do drugiego zespołu występującego w trzeciej lidze został natomiast oddelegowany Piotr Niedźwiedzki.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×