Kamil Łączyński: Nietrudno o asysty w Anwilu

- Gdy ma się w zespole takich strzelców, jak David, jak Champ, ale też Fiodor czy Piotrek, to gra dla mnie i dla Roberta jest prawdziwą przyjemnością. Można powiedzieć, że w Anwilu nietrudno o asysty - mówi Kamil Łączyński po wygranej nad Polpharmą.

Nadspodziewanie duże problemy - patrząc przez pryzmat sytuacji w tabeli - sprawili koszykarzom Anwilu Włocławek zawodnicy Polpharmy Starogard Gdański. Kociewskie Diabły nie przestraszyły się znacznie skuteczniejszego w tym sezonie rywala i do przerwy prowadziły w Hali Mistrzów 44:39. Gospodarze grali nerwowo i przede wszystkim, słabo w defensywie.

- Myślę, że nam ciężko było wejść w to spotkanie, bo nie funkcjonowaliśmy dobrze w obronie. 44 punkty stracone to bardzo słaby wynik. Faktem jest, że oni również trafili kilka trudnych rzutów, ale przecież przyjechali do Włocławka walczyć. Nikt przed Anwilem się nie kładzie, a co więcej - przeciwnie - jeszcze dodatkowo motywuje. Także podsumowując: oni nie mieli nic do stracenia w tym meczu, a my z kolei nie graliśmy dobrze w defensywie - mówi Kamil Łączyński, rozgrywający Anwilu.

Przed sobotnim spotkaniem włocławianie mieli bilans 6-2, natomiast Polpharma tylko 1-6. Ogromna różnica, jaka dzieli oba kluby w obecnych rozgrywkach, nakazywała sądzić, że gospodarze łatwo rozprawią się z przeciwnikiem. Tymczasem przełamali przyjezdnych dopiero w połowie trzeciej kwarty.

- Mecz był trudny, bo i w Polpharmie grają solidni zawodnicy. A to, że wyniki na razie są poniżej oczekiwań, to już nie nasze zmartwienie. Niemniej, sądzę że ta drużyna ma na tyle solidną rotację, że jeszcze nie raz sprawi niespodziankę - komentuje sobotniego rywala Łączyński.

Anwilowi brakowało komunikacji w obronie, nie funkcjonowała defensywa pick and rolli, ale to nie wszystko. Słabo wygląda także ofensywa. Niemniej, po zmianie stron wszystko w grze włocławian wróciło do normy, a cała strata została odrobiona (i to z nawiązką) jeszcze w trzeciej kwarcie.

- W szatni padły męskie słowa, ale zawsze są męskie słowa. To nie tylko w tym spotkaniu. Przede wszystkim mówiliśmy sobie, żeby odciąć od gry Damiena Kinlocha, ograniczyć jego punkty. I myślę, że na drugą połowę wyszliśmy już z zupełnie innym nastawieniem i spokojnie, punkt po punkcie, budowaliśmy swoją przewagę. Jak ja to mówię: byle przeskoczyć 10 punktów, to wówczas jest łatwiej - tłumaczy playmaker Anwilu.

Wspomniane "10 punktów" Rottweilery osiągnęły już w trzeciej kwarcie, ale zryw Polpharmy spowodował zmniejszenie strat. Jak się jednak okazało - tylko chwilowe. Anwil złapał już wówczas swój rytm, a punkty padały zarówno z obwodu (Chamberlain Oguchi, Bartosz Diduszko, David Jelinek), jak i spod kosza (Kervin Bristol). Dzięki temu duże pole do popisu mieli rozgrywający gospodarzy, a Łączyński zakończył mecz z ośmioma asystami na koncie. To jego rekord sezonu.

- Gdy ma się w zespole takich strzelców, jak David, jak Champ, ale też Fiodor (Dmitriew - przyp. red.) czy Piotrek (Stelmach), to gra dla mnie i dla Roberta jest prawdziwą przyjemnością. Niezależnie od piątki przebywającej na parkiecie jesteśmy w stanie rozciągnąć defensywę rywali i dograć piłkę do tego gracza, który ma skończyć daną zagrywkę - kończy 26-latek.

Komentarze (0)