WP SportoweFakty: Trzy ostatnie mecze, trzy zwycięstwa, co dało wymarzony dodatni bilans. Chyba jest się z czego cieszyć?
Przemysław Gierszewski: To na pewno. Nie powinno być w ogóle innego zdania. Może niektórym nie odpowiadać styl grania, ale zwycięzców się nie sądzi. Zawsze lepiej brzydko wygrać niż ładnie przegrać, dlatego mam nadzieję, że kolejne spotkania też będą dla nas zwycięskie.
Właśnie, o ten styl mimo wszystko można było mieć sporo uwag.
- Tak naprawdę to całym zaburzeniem tego stylu były te niecelne rzuty osobiste. Bo czasem, robiąc fajną akcję, byliśmy faulowani i nie mieliśmy z tego punktów. To psuło ten obraz. Gdybyśmy zrobili dobrą dla oka akcję, wykorzystali z niej dwa wolne, to i nasza gra wydawałaby się dużo lepsza i zdecydowanie inaczej wyglądałby wynik meczu.
Te ostatnie trzy wygrane pokazały też coś innego. Nie było jednego lidera. W każdym meczu dobrze prezentowało się kilku graczy.
- I całe szczęście, że tak się dzieje, bo to powoduje, że te zwycięstwa się częściej pojawiają. Na przykład w Poznaniu Paweł Lewandowski zagrał bardzo dobre zawody, czy choćby, przy tym, kiedy mniej zagrał Dorian Szyttenholm, bo miał problemy z faulami, Mateusz Fatz pokazał, że można od niego oczekiwać więcej. Oby w kolejnych meczach prezentował się jeszcze lepiej, bo wtedy będzie dla nas dużym wzmocnieniem. Wiadomo, że jeśli coraz więcej osób będzie wnosiło coś do gry, to i ten obraz będzie dużo lepiej wyglądał.
Kilka kolejek wcześniej graliście mecz po meczu - co 3 dni tak naprawdę. Teraz przed meczem z Legią przerwa była dłuższa. Głód gry w ekipie jest większy?
- Tak się akurat złożyło, że dwa mecze juniorów starszych, które można było teraz rozegrać, które trzeba już było mieć za sobą, bo czas na ich rozegranie się kończył, odbyły się w czasie tej przerwy, co też sprawiło, że nie mogłem właśnie juniorów starszych za bardzo absorbować. Na ostatnich treningach, kiedy już jesteśmy w komplecie, widać przez to fragmenty dobrej gry, składnych akcji, bo chłopakom już brakowało tego grania 5 na 5. I widzę przez to, że ich głód gry jest spory. Myślę, że właśnie przez to, najbliższe spotkanie będzie fajnym widowiskiem dla kibiców.
Właśnie, jaka zatem taktyka na Legię?
- Kryć szczelnie i rzucać celnie.
Czyli najprostsza z możliwych?
- Oczywiście żartuje sobie w pewien sposób, ale tak byłoby najlepiej. Na pewno Legia to bardzo trudny rywal. Ma bardzo wartościowy zespół. Na każdej pozycji są wyrównani zawodnicy.
Ale gra jakby w kratkę.
- No czegoś jej tam jakby brakuje jeszcze. Może czasami jest tak, że za dużo jest tych gwiazd na tym dobrym, podobnym poziomie. W każdym razie to nie jest nasz problem. My mamy grać swoje. Jeśli tak się stanie, to myślę, że o obronę można być w miarę spokojnym, bo ona wygląda coraz lepiej, natomiast atak... No tutaj te rzuty wolne mogą okazać się kluczem. Zwłaszcza u siebie. Ale liczę na to, że jednak chłopcy, mając gdzieś w pamięci tę wysoką porażkę z poprzedniego sezonu, będą chcieli się zrewanżować.
Poza tym mecz z Legią chyba każdy w tej lidze traktuje dość prestiżowo.
- Tak, to zdecydowanie. Ale tak obserwuje to nasze granie i widzę, że jakoś tak mentalnie podchodzimy do zawodów w zależności od tego, z kim gramy. Przed sezonem graliśmy sparingi z drużynami ekstraklasowymi i koncentracja była naprawdę na najwyższym poziomie. W meczu z Radomiem, który przegraliśmy, mogło się wydawać, że podeszliśmy do niego, jak do już wygranego w szatni. Z Kłodzkiem było podobnie, chociaż już była lepsza koncentracja, no a w Poznaniu faktycznie była walka z naszej strony, co pokazało, że potrafimy grać. No i teraz mecz z Legią, która jest w górnych rejonach tabeli. Zwycięstwo z takim rywalem na pewno by nam otworzyło drogę do tego, żeby walczyć o te play-offy już troszeczkę spokojniej.
Nie ma pan trochę wrażenia, że ten bilans, choć jest niezły, bo dodatni, powinien być mimo wszystko nieco lepszy? Szkoda jednak meczów w Prudniku i Pruszkowie.
- Na pewno, chociaż meczu z Pogonią może trochę mniej, bo tam niejedni jeszcze polegną. Zresztą ostatni przykład to Legia. To mocna drużyna, szczególnie u siebie. Poza tym specyficzna hala, głośni kibice, siedzący blisko parkietu - tam im ściany bardzo pomagają. Na pewno najbardziej boli porażka u siebie z Radomiem i w Pruszkowie taka dość pechowa, zaledwie dwupunktowa. To był właściwie początek sezonu i wtedy nikt szczególnie na zespół Znicza Basket nie stawiał, choć później pokazał, że nie jest żadnym chłopcem do bicia. Teraz ma pewien dołek, ale gra już więcej na wyjazdach. Tak więc mówię, na pewno szkoda tych dwóch porażek, ale czasu już nie cofniemy.
Ale przyznać trzeba, że liga okazuje się tak wyrównana, że zapewne znów wszelkie kwestie, czy to play-offów, czy utrzymania, będą się rozstrzygać do ostatnich kolejek.
- Myślę, że tak. Jest ta pula drużyn, które będą walczyły o tę ósemkę. Myślę, że się może gdzieś tam nawet te osiem drużyn, poza tymi najlepszymi, do tej walki uzbierać. Zobaczymy, jak to się w dalszej perspektywie będzie rozwijało.
Nawet tak niedoceniane przed sezonem Kłodzko, dzięki tym wygrywanym meczom u siebie, jest obecnie na dziesiątym miejscu.
- Dokładnie. Albo chociażby Krosno, które przegrało u siebie. Bądź co bądź z Łańcutem, ale u siebie, gdzie można było przypuszczać, że to będzie niezdobyta twierdza przez nikogo. Ale jednak przegrali, tak więc na wyjazdach też mogą przegrać. Liga jest bardzo nieprzewidywalna, co czyni ją jednocześnie bardzo interesującą.
Rozmawiał Dawid Siemieniecki