Drużyna Zorana Marticia jechała do Włocławka, nie będąc faworytem starcia z Anwilem Włocławek. I na parkiecie w Hali Mistrzów przedmeczowe prognozy rzeczywiście znalazły potwierdzenie - Trefl Sopot okazał się słabszy od gospodarzy.
- Doskonale wiedzieliśmy, że to będzie bardzo trudne spotkanie. Byliśmy nastawieni na walkę i tej walki nie można nam odmówić. Zrobiliśmy co mogliśmy, ale rywale byli od nas lepsi. Po prostu lepsi - powiedział po zakończeniu spotkania Ater Majok, środkowy sopockiego klubu.
Jeszcze do przerwy sopocianie mogli mieć nadzieję na korzystny rezultat w poświątecznym meczu. Przegrywali co prawda 26:37, ale jednak sprawa zwycięstwa, nawet jeśli przechylała się w stronę Anwilu, była stosunkowo otwarta. Tuż po zmianie stron jednak włocławianie zanotowali serię 17:2 i nawet jeśli w kolejnych partiach meczu rywale starali się wrócić do gry, gospodarze uciekli za daleko.
- Musimy wytrwać ten czas i być jednością. Przed nami kolejne mecze. To nie pierwsza nasza porażka w sezonie i choć boli mocno, to jednak staramy się myśleć pozytywnie o tym, że czeka nas jeszcze wiele spotkań. Już w środę zmierzymy się z kolejnym rywalem i na pewno wyjdziemy na parkiet po to, aby wygrać - dodał sudański zawodnik Trefla.
Aby sopocianie okazali się lepsi od Rosy Radom, z którymi przyjdzie im się zmierzyć w ostatnim spotkaniu w tym roku, trener Martić potrzebuje lepszej gry swojego centra. We Włocławku Majok w ciągu 16 minut rzucił tylko dwa punkty i zebrał trzy piłki, popełniając przy tym pięć fauli.
- Szybko wpadłem w problem z przewinieniami. To dlatego, że nie do końca jestem przygotowany mentalnie po kontuzji, która przydarzyła mi się latem. Fizycznie wszystko ze mną w porządku, ale psychicznie nadal odczuwam skutki tego urazu. Wiem jednak, że powinienem i mogę dawać więcej swojemu zespołowi - zakończył Majok.