Duży wyczyn Washington Wizards! Stołeczna drużyna wybrała się w podróż do Wietrznego Miasta i pokonała tam faworyzowanych, grających w praktycznie pełnym zestawieniu Chicago Bulls. Goście kontrolowali przebieg tego meczu, a ich przewaga wynosiła nawet 18 punktów. To wszystko bez Alana Andersona, Bradleya Beala, Krisa Humphriesa i podstawowego centra, Marcina Gortata.
- Prawdopodobnie nie zagram, ale wezmę leki przeciwbólowe i jeszcze zobaczymy - mówił przed rozpoczęciem spotkania 31-latek. Ostatecznie Polak przebrał się w meczowy dres, aczkolwiek kolano doskwierało mu na tyle mocno, iż tego dnia nie był w stanie wspomóż ekipy Czarodziei.
- Nie wiem czy to zakażenie, czy coś innego. Chodzi prawdopodobnie o niewielkie rozcięcie, jakiego nabawił się na kolanie podczas upadku na parkiet. Coś musiało dostać się do rany. Marcin miał wysoką gorączkę, a na kolanie zwiększała się opuchlizna. Teraz musi poddać się leczeniu - mówił szkoleniowiec Wizards, Randy Wittman. Polak tego urazu nabawił się podczas spotkania przeciwko Orlando Magic. W tym samym meczu łodzianin mocno uszkodził też górną część małżowiny usznej. Trener Czarodziei mimo wszystko ma nadzieję, iż będzie mógł skorzystać z usług Polskiego Młota już w środę, kiedy rywalem Czarodziei będą Milwaukee Bucks.
Co prawda, Chicago Bulls udało się doprowadzić do stanu 81:85, aczkolwiek stołeczni szybko odskoczyli na wynik 102:87. Aż siódemka ich zawodników zdobyła 10 lub więcej punktów. Dobrze spisywał się John Wall, który w 35 minut zgromadził 17 oczek, pięć zbiórek i 10 asyst. Cenne 16 punktów dorzucił rezerwowy rozgrywający, Ramon Sessions. - Walczyliśmy tego wieczoru. Powiedziałem chłopakom, że jeśli zagramy odpowiednio intensywnie i zespołowo, wygramy - komentował Wittman. Koszykarze posłuchali się trenera i wspólnie mieli aż 31 asyst.
Wizards odnieśli drugie zwycięstwo z rzędu i podreperowali bilans do stanu 17-19, który obecnie daje im 11. miejsce w Konferencji Wschodniej. Bykom w poniedziałek na nic zdały się 23 punkty Derricka Rose'a. Warto wspomnieć, że MVP z 2011 roku popełnił także cztery straty, nie zebrał piłki ani razu, a ponadto rozdał tylko jedno kluczowe podanie. Jego wskaźnik +/- wskazywał tego dnia -23. Mało udany powrót po dziewięciu meczach nieobecności zaliczył Joakim Noah. Środkowy przestrzelił wszystkie siedem oddanych rzutów.
San Antonio Spurs nie pozostawili złudzeń prowadzonym po raz pierwszy przez tymczasowego trenera, Tony'ego Browna Brooklyn Nets. To, co najważniejsze, wydarzyło się w trzeciej kwarcie. Teksańczycy wygrali ten fragment 32:18, a całe spotkanie 106:76. LaMarcus Aldridge zaaplikował rywalom 25 oczek i zanotował 11 zbiórek. Świetnie spisywał się także zmiennik, Boban Marjanović. Serbski środkowy zapisał na swoim koncie 13 punktów w 13 minut. Ostrogi wygrały ósme spotkanie z rzędu, a 33. w sezonie.
Trwa także seria Golden State Warriors! Mistrzowie NBA odprawili Miami Heat i zanotowali 36. następny triumf na własnym parkiecie w rozgrywkach regularnych! Złożyło się na to 31 oczek Stephena Curry'ego i 22 punkty, 12 zebranych piłek oraz sześć asyst wszechstronnego Draymonda Greena.
Przed rozpoczęciem decydującej kwarty Wojownicy prowadzili tylko 80:77. Goście robili, co w ich mocy. Kluczowa okazała się seria 12-4 w niewiele ponad trzy pierwsze minuty czwartej partii. Marreese Speights zdobył wówczas sześć oczek z rzędu. Warriors prowadzili 92:81 i nie oddali zwycięstwa do samego końca. Ich obecny bilans, to 36-2! Wygrywając w poniedziałek, zanotowali siódmy sukces z rzędu.
Wyniki:
Brooklyn Nets - San Antonio Spurs 79:106 (20:22, 18:23, 18:32, 23:29)
(Lopez 18, Johnson 16, Robinson 10 - Aldridge 25, Leonard 17, Marjanovic 13)
Chicago Bulls - Washington Wizards 100:114 (25:28, 23:34, 26:21, 26:31)
(Rose 23, Butler 19, Gasol 15 - Wall 17, Sessions 16, Nene 14, Temple 14, Porter Jr. 14)
Golden State Warriors - Miami Heat 111:103 (27:25, 29:29, 24:23, 31:26)
(Curry 31, Green 22, Thompson 17 - Wade 20, Bosh 15, Green 15, Deng 14)