Killer Wiśniewski wrócił do Zgorzelca. "Zawsze lubiłem tutaj grać"

Łukasz Wiśniewski niczym rasowy killer trafił trzy trójki w ostatniej minucie spotkania z PGE Turowem Zgorzelec i zapewnił tym samym zwycięstwo Polskiemu Cukrowi Toruń przeciwko swojej byłej drużynie.

Po punktach Daniela Dillona PGE Turów Zgorzelec wyszedł na prowadzenie 80:76 na około minutę do końca spotkania i wydawało się, że wicemistrzowie Polski w końcu wygrają zaciętą końcówkę. Niestety dla gospodarzy, wówczas sprawy w swoje ręce wziął Łukasz Wiśniewski.

Doświadczony rzucający obrońca grał w zespole PGE Turowa Zgorzelec w sezonie 2013/2014, kiedy drużyna z przygranicznego miasta sięgnęła po mistrzostwo Polski. W połowie kolejnego sezonu odszedł do Śląska Wrocław, a stamtąd przeniósł się do rodzinnego Torunia. I właśnie Polskiemu Cukrowi zapewnił zwycięstwo w sobotę.

- Cieszę się, że udało nam się odnieść pierwszą wygraną w tym roku po dwóch wcześniejszych porażkach. Nie chcę oceniać przebiegu spotkania, najważniejsze jest zwycięstwo. Wiadomo, w końcówce meczu uśmiechnęło się do nas szczęście, ale za miesiąc czy dwa nikt nie będzie pamiętał o tym czy końcówka była zacięta czy nie - powiedział Wiśniewski po zakończeniu meczu.

Polski rzucający potrzebował zaledwie 55 sekund, aby trzykrotnie trafić za trzy w końcówce spotkania i doprowadzić do wygranej Polskiego Cukru 85:82. Zwłaszcza ostatni rzut, gdy do końca meczu pozostała tylko jedna sekunda, wyglądał imponująco. Czy Wiśniewskiemu dopisało szczęście? Z pewnością. Ale czy nie zostało ono poparte gigantycznym doświadczeniem i setkami rzutów oddawanych w newralgicznych momentach? Zdecydowanie tak.

- Bardzo miło jest wracać do Zgorzelca. Zawsze grało mi się tutaj dobrze, zawsze lubiłem tutaj grać. Spędziłem w tym mieście i klubie wspaniały rok zwieńczony mistrzostwem Polski. Oczywiście, na parkiecie nie ma sentymentów i chciałem, żeby mój zespół wygrał. Myślę jednak, że kibicom w Zgorzelcu, pomimo porażki, mecz mógł się podobać - dodał snajper z Torunia.

Polski Cukier wygrał po raz 12. w sezonie i tym samym przerwał złą serię dwóch porażek z rzędu w 2016 roku. Najpierw przegrał we Włocławku 67:82, a następnie u siebie z Rosą 62:76. Oba spotkania układały się podobnie: po trzech kwartach wynik oscylował wokół remisu, a następnie rywale - używając kolokwializmu - odjeżdżali. W Zgorzelcu mogło być podobnie.

Torunianie prowadzili już w pewnym momencie różnicą 15 punktów, a jeszcze przed czwartą kwartą mieli około 10 oczek przewagi. Zryw gospodarzy sprawił jednak, że im bliżej było końca spotkania, tym szala coraz mocniej przechylała się w stronę PGE Turowa. Wówczas jednak najjaśniej zaświeciła gwiazda Wiśniewskiego, który trafił trzy trójki pomimo dwóch wcześniejszych pudeł z dystansu.

Komentarze (3)
duszan
18.01.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tatum i Dillon specjaliści Turowa od ,,indywidualnej" obrony. Nie dziwi mnie że Wiśnia odpalił im 3 trójki. 
avatar
gizbern in thorn
18.01.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
teraz zabij dąbrowę !!