Prezes PGE Turowa o wyreżyserowanej akcji ratunkowej: Mieliśmy spory dylemat

WP SportoweFakty / Michał Domnik / Koszykówka
WP SportoweFakty / Michał Domnik / Koszykówka

Okrzyknięta bohaterskim czynem akcja ratunkowa podjęta przed jednego z koszykarzy PGE Turowa okazała się wyreżyserowaną scenką promującą kampanię społeczną. - Nie czułem się z tym do końca komfortowo - przyznaje prezes klubu Jerzy Stachyra.

Przypomnijmy: przed meczem PGE Turowa Zgorzelec z Energą Czarnymi Słupsk doszło do sytuacji w której kibic upadł na boisko, a 19-letni gracz aktualnych wicemistrzów Polski - Michał Lichnowski, natychmiast przystąpił do sprawdzenia jego stanu oraz podjął czynności ratujące życie. Po kilkunastu sekundach z rąk koszykarza kibica przejęli ratownicy medyczni zabezpieczający mecze PGE Turowa.

Zgorzelecki klub pomimo wielu pytań nadsyłanych za pośrednictwem mediów społecznościach z całej koszykarskiej Polski zaprzeczał jednak jakoby były to ćwiczenia. Na oficjalnym Twitterze PGE Turowa mogliśmy przeczytać: "takie rzeczy, niestety się zdarzają" oraz "info ze szpitala: wszystko jest w porządku. Zostanie na obserwacji".

Pozytywny wydźwięk akcji bardzo szybko przeistoczył się jednak w nacechowany negatywnie. Kibice oraz internauci okrzyknęli zdarzenie wyreżyserowaną akcją marketingową. Jak się okazało - wiele się nie mylili. Z tą różnicą, że podjęte działanie ma służyć nie tyle co promocji samego klubu, ale kampanii społecznej na rzecz ratowania życia i resuscytacji. Podjęte działania i przekazywanie nieprawdziwych informacji można jednak rozpatrywać w kategoriach dużego nadużycia.

- Mieliśmy spory dylemat. Z jednej strony gdybyśmy od razu zdementowali te doniesienia bez porozumienia z naszymi partnerami, to zostałoby to odebrane tak, że robimy coś na własną rękę. Z drugiej, powiedzmy sobie szczerze: gdyby natychmiast po zakończeniu meczu zostało ogłoszone, że była to tylko akcja kampanii społecznej, to niestety nie spotkałoby się to z tak wielkim zainteresowaniem. Chcieliśmy dotrzeć do pewnej liczby osób, choć nie spodziewaliśmy się, że będzie ich tak dużo. Obecnie film z tego zdarzenia ma 78 tys. odsłon na YouTube i 51 tys. odsłon na Facebooku. Wszystko co na tą akcję się składało było wykonane w dobrej wierze. Wiele osób dostrzegło jak ważny jest to problem i taki też był nasz cel - komentuje Jerzy Stachyra, prezes PGE Turowa.
 
Gdy swoje zainteresowanie całym zdarzeniem zaczęły jednak wyrażać największe stacje telewizyjne w Polsce, to w Zgorzelcu przestraszono się, że cała sytuacja może wyrwać się spod kontroli.

- W klubie trwały gorące dyskusje na temat tego, co powinniśmy zrobić. Pierwotny plan zakładał, że podczas poniedziałkowego spotkania z Anwilem poinformujemy naszych fanów, że cała sytuacja była przygotowana przez profesjonalistów, którzy na co dzień zajmują się ratownictwem. Postanowiliśmy jednak nie czekać tak długo, aby faktycznie nie przekroczyć pewnej linii. Nie czułem się z całą sytuacją do końca komfortowo, ale miałem przekonanie, że nasze działanie przyniesie pozytywny efekt. Gdy eskalowało zainteresowanie mediów, to przyznam szczerze, że wyłączyliśmy się z komentowania tej sytuacji. Niektórzy mogą mieć mi to za złe, ale w pewnym momencie przestałem również odbierać telefony ponieważ nie chciałem udzielać informacji, które później mogłyby zostać uznane za nieprawdziwe - kontynuuje sternik zgorzeleckiego klubu.

Warto dodać, że wszelkie poboczne kwestie związane z wyreżyserowany zdarzeniem zostały odpowiednio przygotowane i zabezpieczone. Strefa VIP w której domniemany kibic zasłabł, została w tamtym momencie zamknięta, na trybunach rozstawieni zostali pozostali ratownicy, a cały mecz zabezpieczały łącznie trzy karetki pogotowia (regulamin PLK mówi o obowiązku dwóch). Ponadto zespół Energi Czarnych został odpowiednio wcześniej poinformowany o tym, co wydarzy się podczas rozgrzewki.

Kampania zainicjowana przez Turów w dość nietypowy sposób nabierze w najbliższych dniach tempa.

- Ta kampania rozpoczęła się już tydzień temu. Wówczas przeszkoliliśmy naszych zawodników w zakresie resuscytacji. Teraz w podobnych szkoleniach będą mogli wziąć udział nasi kibice. Wyznaczyliśmy już na hali miejsca w których zostaną one przeprowadzone. Będą się tam znajdować osoby z odpowiednimi kwalifikacjami, które nauczą widzów tego, jak należy się zachować w sytuacjach podobnych do tej, którą widzieli w środę. Do każdego biletu na poniedziałkowy mecz będziemy także wręczać kalendarzyk na rok 2016. Na jego odwrocie umieszczony jest schemat i zobrazowanie tego w jaki sposób należy pomagać w takich przypadkach. Stu pierwszych uczestników tych szkoleń dostanie od nas również darmowe wejściówki na kolejne mecze - mówi Stachyra.

Podczas briefingu głoś zabrał również Jorg-Uwe Bleyl, ordynator oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Klinice Stadtisches w Goerlitz.

- W całej Europie ok. 350 tysięcy osób ulega rocznie zatrzymaniu akcji serca i spośród nich ok. 315 tysięcy umiera w wyniku niepodjęcia natychmiastowej akcji reanimacyjnej. Mam nadzieje, że wspólnymi siłami uda nam się zmniejszyć te negatywne dane. Najważniejsze jest to, aby każdy członek naszego społeczeństwa potrafił przezwyciężyć strach przed tym, że zrobi coś w sposób niewłaściwy. Klub dał nam możliwość, by nauczyć ludzi pewnych zachowań i wyrwać ich ze swego rodzaju pasywności. W sytuacji gdy chodzi o ludzkie życie nie da się zrobić czegoś źle.

Chcąc dokształcić się w zakresie resuscytacji na pewno nie można kierować się jednak filmem z środowej inscenizacji.- Nie jest to film instruktażowy, a tylko inicjacja pewnej akcji - przestrzega Stachyra.

Sposób w jaki zarówno Michał Lichnowski oraz znajdujący się obok ratownik wykonywali masaż serca jest niepoprawny.

- Byłoby trudno zatrzymać komuś krążenie tylko na potrzeby naszego filmu. Musiało to być zorganizowane tak, by nie zrobić naszemu koledze krzywdy. Konieczna była więc improwizacja - tłumaczy Mariusz Zajączkowski, instruktor Ratownictwa Medycznego, dodając: - Chciałbym z tego miejsca pozdrowić w naszym imieniu internetowych hejterów. Śmiem sądzić, że są to osoby, które nie podejmują kroków ratowniczych. Pozdrawiamy ich serdecznie i dziękujemy za komentarze. To one nas motywują do tego, aby ich dalej nie lubić.

Sławomir Szmal: Przybecki czy Dujszebajew? Może obaj...

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Komentarze (0)