- Zagraliśmy dobry mecz przeciwko Asseco. Moim zdaniem trzy kwarty zagraliśmy nawet bardzo dobrze - komentuje starcie z drużyną z Trójmiasta Dusan Radović, szkoleniowiec Startu Lublin.
Pomimo tego faktu lublinianom nie udało się przełamać passy porażek, a wszystko rozpoczęło się bardzo dobrze, bowiem po pierwszej kwarcie to gospodarze prowadzili 24:17. - Super otworzyliśmy ten mecz, chłopaki doskonale realizowali wszystko co sobie założyliśmy i stąd ta przewaga - komplementuje Radović.
Wszystko posypało się jednak w kolejnej ćwiartce. Zawodnicy Asseco Gdynia zagrali doskonale po obu stronach parkietu i nie tylko odrobili straty, ale i wyszli na prowadzenie. Co takiego stało się z grą Startu?
- W drugiej kwarcie pojawił się problem gdy nasi liderzy, czyli Salamonik i Małecki, musieli chwilę odpocząć. Zmiennicy nie dali takiego wsparcia z ławki, jakie powinni dać w ekstraklasie. Może w pierwszej lidze byłoby to wystarczające, ale w ekstraklasie już nie. Oni muszą się obudzić i lepiej trenować jeżeli chcą pokazać, że nadają się na ekstraklasę - komentuje opiekun lublinian.
Jak sam przyznaje, w szatni doszło do konkretnych rozmów i po przerwie gospodarze znów grali dobrze. Nie pomogło to jednak odmienić losów spotkania na tyle, aby móc cieszyć się z sukcesu.
- W szatni powiedzieliśmy sobie kilka słów i wróciliśmy do dobrej gry - komentuje Radović, który chwalił ambicję, zaangażowanie i wolę walki swoich podopiecznych. - Chłopaki zostawili serce na boisku i nie mogę mieć do nich pretensji. Zabrakło jedynie skuteczności, która była w tym meczu na bardzo niskim poziomie.
Skuteczność była tego dnia po stronie gdynian. - Asseco, które w ostatnich meczach trafiało na dwudziestoprocentowej skuteczności rzutów za trzy punkty, teraz trafiało znakomicie i zanotowało 45 procent w tym elemencie. Nawet Piotr Szczotka, który prawie w ogóle nie rzuca, zanotował w tym meczu 100 procent - zakończył.
Warto dodać, że gracze Asseco w całym meczu aż czternastokrotnie trafili zza linii 6,75, z czego pięciokrotnie tej sztuki dokonał Filip Matczak.