Ten mecz przejdzie do historii NBA. Jeszcze nigdy w sezonie zasadniczym nie zdarzyło się zwycięstwo tak słabej drużyny (19 proc. zwycięstw, 12-51) nad tak silną (91,7 proc. zwycięstw, 55-5). Nic nie wskazywało na taki obrót spraw, zwłaszcza że pierwsze trzy mecze tego sezonu Warriors wygrali z Lakers różnicą w sumie... 73 punktów!
Takiego rozwoju wydarzeń w Staples Center nie spodziewali się nawet najzagorzalsi fani Los Angeles Lakers. Z kolei tak katastrofalnej postawy Golden State Warriors nie pamiętają kibice z Oakland. Inaczej bowiem nie można nazwać tego, co zaprezentowali mistrzowie NBA na parkiecie Jeziorowców. 4/30 w rzutach za trzy punkty i 20 strat to dwa najważniejsze czynniki, które przesądziły o zwycięstwie gospodarzy.
Stephen Curry na rozgrzewce trafiał jak zwykle, nawet z dalekiego dystansu. Dziwna niemoc nadeszła dopiero z pierwszym gwizdkiem. Ani najlepszy obecnie gracz w NBA, ani reszta jego kolegów nie potrafiła robić tego, co przyniosło im 55 zwycięstw w 60 spotkaniach. Curry pudłował nie tylko z trudnych pozycji, ale również wtedy, kiedy nikt go nie pilnował. Efekt? 1/10 za trzy. Gorzej wypadli Klay Thompson i Draymond Green, którzy mieli 0/12 w tym elemencie!
Wojownicy nie dość, że nie trafiali, to na dodatek popełniali mnóstwo strat i bardzo słabo spisywali się w defensywie. Wyglądali na zagubionych, rozkojarzonych i bez energii. Tymczasem Jeziorowcy bez żadnych skrupułów punktowali mistrzów i czerpali z tego dużą radość.
Świetnie rozpoczął D'Angelo Russell, a chwilę potem dołączył do niego Jordan Clarkson. Ta dwójka zdobyła 46 punktów i przyćmiła Splash Brothers, którzy będą chcieli o tym meczu jak najszybciej zapomnieć. W Staples Center rządził później Marcelo Huertas, trójkami popisywał się Nick Young, z kolei Larry Nance Jr. zdobył tylko cztery punkty, lecz dwa razy popisał się efektownymi wsadami.
Lakers po świetnej drugiej kwarcie (38:28) odskoczyli na dobre i nie oddali prowadzenia do samego końca. Goście tylko raz pokusili się o serial punktowy, lecz było to zdecydowanie za mało na dobrze dysponowanych tego dnia Jeziorowców. W samej końcówce przewaga ekipy trenera Scotta zbliżyła się nawet do 20 punktów!
Mimo porażki Golden State Warriors nadal mają duże szanse osiągnąć najlepszy bilans w historii NBA. 55-6 wciąż jest lepsze od 54-7, które w tym samym momencie sezonu mieli Chicago Bulls w rozgrywkach 1995/1996. Wojownicy muszą wygrać 18 z ostatnich 21 meczów.
Los Angeles Lakers - Golden State Warriors 112:95 (22:21, 38:28, 24:24, 28:22)
(Clarkson 25, Russell 21, Bass 13, Young 13 - Curry 18, Thompson 15, Green 9)