WP SportoweFakty: Za wami mecz z Sokołem, spotkanie dość dziwne, gdyż początkowo przewagę mieli goście, w drugiej kwarcie to z kolei wy dyktowaliście warunki, a później znów oni. Ostatnia kwarta niby bliska remisu, ale też z przestojami jednych i drugich. Spodziewaliście się tego?
Filip Put: Spotkanie z Sokołem można trochę porównać do naszego dotychczasowego sezonu - gramy falami. Na szczęście dla nas więcej było tych dobrych momentów gry niż złych. Dużym sukcesem dla nas jest zwycięstwo z najlepiej broniącą drużyną ligi, a zarazem rehabilitacja za trzy ostatnie porażki.
[b]Połowa czwartej kwarty mogła być dla was trudna. Straciliście 6 punktów w krótkim czasie, ale do gry wróciliście i to z dobrym efektem. Myślisz, że kluczowa dla losów meczu mogła być trójka Damiana Tokarskiego na 65:68, która na pewno po tym przestoju dodała wam skrzydeł?
[/b]
- Wydarzenia na boisku działy się tak szybko, że nikt tej straty nie odczuł i kolejnymi dobrymi akcjami w ataku i obronie ponownie wyprzedziliśmy rywali. Damian Tokarski zagrał bardzo dobre zawody, jak nie najlepsze w tym sezonie i walnie przyczynił się do zwycięstwa z wiceliderem tabeli.
W ostatnich fragmentach wymusiliście na Sokole festiwal strat. Ten aspekt chyba zdecydowanie możecie zapisać jako swoje wielkie osiągnięcie, bo rywale średnio w meczu tracą mniej niż 14 piłek, a wy ich zmusiliście do 5 strat w niecałe 4 minuty.
- Agresywna obrona, często na całym boisku, jest naszym sporym atutem. Grając tak przez 40 minut, możemy liczyć na końcowy sukces z każdą drużyną w tej lidze.
Udało wam się także ograniczyć Rafała Kulikowskiego. Takie było założenie, aby rzadko wędrowała do niego piłka? Oddał zaledwie trzy rzuty z gry i w dodatku spadł za faule.
- Nasi gracze wykonali kawał dobrej roboty, walcząc z Rafałem, jak i z resztą graczy wysokich z Łańcuta. Postawiliśmy im trudne warunki oraz zrealizowaliśmy nasze założenia przedmeczowe.
Podobnie jak przed rokiem, wywalczyliście play-offy, ale teraz miałeś jeszcze większy wpływ na ten wynik, będąc jednym z liderów. Jakie to uczucie?
- Na pewno jestem zadowolony z naszego dotychczasowego wyniku oraz udziału mojej osoby w tym sukcesie. Każdy zawodnik dołożył cegiełkę i stworzyliśmy zgraną drużynę, która bardzo dobrze funkcjonuje.
To może być nieco zabawne, bo macie obecnie bilans 15-11, czyli taki sam jak rok temu na koniec sezonu przy 14-zespołowej stawce. Macie mniej doświadczonych graczy, a bilans bliźniaczy. To chyba spory sukces?
- To pokazuje, że warto stawiać na zawodników, którym nie brakuje ambicji i samozaparcia, a ich nazwiska nie są koniecznie rozchwytywane w Polsce. Chcemy pobić bilans z zeszłego roku i uważam, że jesteśmy na jak najlepszej drodze ku temu.
Z jakimi nadziejami wystartujecie w play-offach? Niemal na pewno zagracie z Legią lub GKS-em, a obu rywali już pokonywaliście, zatem?
- Ważne dla nas jest dokończenie sezonu zasadniczego w dobrym stylu oraz utrzymanie wysokiej formy. Myślę, że z GKS-em sporym czynnikiem będzie to, kto zdobędzie przewagę parkietu, gdyż nasze hale znacznie się różnią. Legia to bardzo mocny rywal, który po zmianie trenera jeszcze nie przegrał, ale derby rządzą się swoimi prawami i nie będziemy na pewno na straconej pozycji.
Możecie być czarnym koniem rozgrywek posezonowych?
- Myślę, że o to miano będziemy rywalizować z ekipą z Kłodzka, która również widnieje w tabeli znacznie wyżej niż zakładano przed sezonem.
Uważasz więc, że Zetkama ostatecznie znajdzie się w play-offach?
- Zetkama rewelacyjnie radzi sobie w meczach we własnej hali. Nie do końca wiem, jaki mają terminarz na ostatnie kolejki przed końcem sezonu, ale myślę jednak, że to grupa walecznych ludzi, którzy nie odpuszczą szans na play-offy.
Rozmawiał Dawid Siemieniecki